Zadzwonila
dzis matka jednego z kolegow Victorka informujac mnie, ze jej sym przyniosl do
domu 20$ twierdzac, ze dostal je od Victora. Wzielam gleboki wdech……wyszlam w
miare wczesnie z pracy (17.00) z okropna migrena, a moje obsesyjne poczucie
niedokonczenia tego co powinnam dzis dokonczyc potegowalo jeszcze niezbyt dobre
samopoczucie. 3 glebokie przeponowe oddechy (plus 3 tabletki przeciwbolowe) i
zgarnelam Victora na spacer. Sciemnialo sie juz, ale co tam. Victorzasty
wskoczyl na hulajnoge i idziemy, a ja sie ciezko zastanawiam jak rozpoczac
temat, tak niby “mimochodem”. Awantur nam sie ostanio nazbieralo i chcialam
wmiare spokojnie przeprowadzic kostruktywna rozmowe. Wspomnialam wiec o tym co
wlasnie uslyszalam, a moje dziecko ciezko sie zdziwilo, ze o co mi chodzi,
przeciez zawsze twierdzilam “ze trzeba sie dzielic”. Twierdzilam. Dzien
wczesniej powiedzialam mu tez ze, nie bedzie mogl wydac swoich oszczednosci.
Powiedzilam. Co prawda nie dodalam ze chodzi mi o “nigdy”, choc
wspominajc okolicznosci rozmowy i ton mojego glosu, dziecko mogo dojsc do
takiego wniosku. Na ow dzien przed, mielismy wlasnie taka scene, gdzie …nie,
nie krzyczalam, przeciwnie - zabraklo mi slow. Victor, ktory na chwile obecna
planuje zostac “szpiegiem”, wyciagnal karty pamieciowe ze wszytkich mozliwych
urzadzen elektronicznych i nosil je ze soba w kieszeni. Jak na szpiega
przystalo. Chyba. Nie wiem. Nigdy nie planowalam bycia szpiegiem, tudziez nie
mialam mozliwosci analizy szpiegowskiej psychiki. Ale skoro moj 8-latek
takie zyciowe plany ma, jako Dobra Rodzicielka i Nowoczesna Matka Dziecku,
popieralam je na kazdym kroku wzbogacajac go w literature na temat szpiegowania/tajemniczych
kodow i misji z cichym i chytrym planem zachety do uczenia sie jezyka
polskiego. No bo jak na szpiega pszystalo, obce jezyki powinien znac. Kazda
ksiazka o tym pisze, a I agen 007 obcym jezykiem sie ponoc pporozumiewal. Nie
mowiac juz, ze duzo zbieznosci widze w “kodowaniu” I programowaniu (dostal swoj
komuter na urodziny), no I wymaganej sprawnosci fizycznej. Tak ze kariere
szpiegowska popieram na calej lini. Jak na razie. Wiec dziecko nosilo sobie te
karty w kieszeni czujaks sie szczegolnie tajmniczo czy cos w tym stylu. Czyli
dobrze wykonal szpiegowskie zadanie, bo ani ja ani T nic nie zauwazylismy.
Niestety akcja sie rypla, jak w ktoryms momecie przechwycilam spodnie do takiej
prozaicznej czynnosci jak pranie, a z suszarki zaczely wypadac karty i
pojedyncze czipy. Misja skonczona. Nawet nie mogalm na niego nakrzyczec. To nie
pierwszy raz, bawil sie katami, wiec wie, ze “nie wolno”. Victor plakal a ja
probowalam uczyc go oddechu przeponowego, a tak naprawde sama go potrzebowalam,
oplakujac wewnetrznie moje zdjecia, kotore bezpowrotnie zaginely w akcji.
W tych wlsnie okolicznosciach zostalo powiedziane, ze nie bedzie mogl wydac
swoch oszczednosci, bo one zostana przeznaczone, przynajmniej czesc z nich do
odkupienia mamie karty do jej apartu fotograficznego. Logicznie myslac, skoro
uzbierana i million razy przeliczana suma (147$ po dolarowce, wiec liczenie
zawsze zabieralo nam sporo czasu) ma pojsc na jaks tam karte, to lepiej
podzielis sie nia z kolegami.
No i jaki z tego moral? Jak dla mnie - "zawsze dziel sie z innymi" moze cie nieraz kopnac w tylek. Nie wiem czy mam sie cieszyc, ze Mlody slucha tego co mu przekazuje i sie dzieli, czy mam go zganic, za fakt rozdania (roz-dzielenia) pieniedzy...