Jednym z warunkow, ktore nam Victor postawil w zamian za
zgode na KOLEJNA jak to powiedzial przeprowadzke byl pies. Oprocz tego byl
rowniez zamiar pomalowania scian swojego pokoju w rozne kolory. Kazda ze scian
miala byc w innym kolorze – w gre wchodzily miedzy innyumi kolory – o zgrozo! czarny
i rozowy!!! Uffff jakos sie rozeszlo po kosciach. Za to jesli chodzi o psa, to
zaraz po przeprowadzce, Victor wybral sie do biblioteki i wrocil z ksiazka, a
wasciwie atlasem psow. No i zaczeko sie studiowanie i wybieranie. Zrobilismy
pare wycieczek do schronisk dla zwierzat, co ja za kazdym razem przyplacalam
zdrowiem, bo serce sie kraja, patrzac w smutne oczy tych czworonogow. Najczesciej
na takie wycieczki wybieralismy sie w dwojke z Victorem, a Trent zauwazyla, ze
wykrecal sie i spowalnial proces jak mogl. Razu pewnego poklocilismy sie…o co,
juz nie pamietam. Jedna z tych standartowych wymian zdan prowadzacych do nikad.
Jadac samochodem w ciezkim milczeniu, Trent zaproponowal podjechanie pod
schronisko dla zwierzad. “Galazka oliwna” dla mnie. Choc z gory wiedzialam ,ze i
tak z psem stamtad nie wyjdziemy, to nie chcialam rozczarowac Victora, ktory
byl w jednej chwili gotowy. Zagryzlam zeby, i sobie pomyslalam, ze nie ma to
jak na smutek do serca przytulic psa. Niech to bedzie i mala chwilka, bo potem i
tak mi serce peknie, ze nie bede mogla tych wszystkich pieskow zaadoptowac. No
wiec podjechalismy, wchodzimy, i jest jeden malusienki 2 miesieczny brazowy
kundelek. Z wywieszka na klatce, ze adopcja w trakcie. Jak nas zaraz poinformowano,
takimi wywieszkami nie mamy co sie przejmowac, bo ludzie “zaklepuja” sobie
zwierzeta, a potem po nie nie przychodza. Widzac nasz entuzjazm, zaproponoawano
osobiste zapoznanie sie ze szczeniaczkiem, ktore skonczylo sie lezeniem na
podlodze calej naszej trojki i pieska. Maz mowi adoptujemy!!!! Spasc nie mogla,
bo juz bylam na podlodze. Papiery byly juz dawno wypelnione, bo Victor i ja
odwiedzalismy to schronisko juz wczesniej, wiec tylko dla dopelnienia wymogow,
zadzwoniono, do rodziny ktora uprzednio wyraziala chec jego adopcji, ale ktora
sie jak do tej pory po niego nie zglosila. I co!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jak
dowiedzieli sie, ze chcemy go zabrac do domu tera i zaraz, powiedzieli, ze wsiadaja
do samochodu i jada odebrac SWOJEGO psa. Chyba nie trzeba nikomu mowic, jak wszyscy
sie czulismy. Victor przestal mowic z rozpaczy. Nieraz wolalabym zeby on swoje
uczucia wyplakal, albo wykrzyczal, a on sie po prostu zamyka w sobie. Strasznie
to przezylismy. Ale…..cos peklo w T. Od tej pory adopcja psa stala sie jego (bo
naszym to byla juz od dawna) top priorytetem. Przeszukiwal internetowo
schroniska, czytal o roznych rasach psow, I debatowalismy, czy adoptujemy ze
schronisk (ja bylam za tym), czy kupujemy z hodowli psow (za czym T obcjonwal).
I tak znalezlism jedna farme w poblizu, specjalizujaca sie w hodowli labradorow,
informujaca za psia para jest przy nadzieji!! I chetni do adopcji szczeniaczkow
sa proszeni o zgloszenia. A wiec, wstepnie zarezerwowalismy termin na
odwiedzenie “oczekujacej suczki”. Pare dni pozniej w drodze do Koscilola znalazlam
ogloszene, ze jest akcja adopcji psow. Nie znalismy tej organizacji, ale ze nie
mielismy I tak planow na to popoludnie postanowilimy tam pojechac. Piekne
cieple popolunie, szkoda bylo siedzic w domu. Na wstepie poinformowano nas, ze
skoro nie jestsmy czlonkami i nie wypelnilismy (tysiaca) podan, adopcja nie
jest mozliwa, ale jestsmy oczywiscie zaproszeni zeby wejsc poogladac pieski,
dotacja mile widziane. Weszlismy, i ON tam byl. Zakochalismy sie na ament. Nie
bylo mowy, zeby stamtad wyjsc bez NIEGO. 4-miesieczna psinka, z jakiegos powodu
porzucona wraz z braten, ktorego ktos juz zaadoptowal. A wiec podwojnie
porzucony. Stal sobie taki radosny i z nadzieja patrzyl na kazdego kto
przechodzil. Plan byl taki Victor i ja trzymamy psa, a T porusza niebo i
ziemie. Poczatkowo wogle nie chciano z nami rozmawiac, nie ma papierow, nie ma
referencji, nikt nie sprawdzil naszy warunkow mieszkaniowych nie i nie. Taki process,
trwa 1-2 tygodnie. Powinnismy to wiedziec, jadac tu, bo bylo na stronie
internetowej, no i powiedziano nam to przy wejsciu. T pojechal do domu sfilmowc
dom i ogrod. Ja dzwonilam do znajmich proszac o bycie pod telefonem, zeby mozna
bylo sprawdzic referencje….po czesci ciesze
sie ze jest to sprawdzane tak dokladnie,
bo te zwierzaki sie juz i tak dostatecznie wycierpialy. Boze, jak nieraz widzialam
blizne na tych zwierzetach, albo takie lysienie plackowe – niektore zwierzeta
byly bezdomnymi psami z Puerto Rico i jak nam powiedziano od slonca wypadla im
siersc! instynk morderczy sie odzywa…..To byly 3 godziny strasznego napiecia,
ale ludzie z dobrym sercem sa na swiecie. Oczywicie, to co trzeba byl zrobic,
zostalo zrobione, ale ta osoba zrobila to “po godzinach” w niedziale, w przyspieszonym
tempie, bo widziala, jak bardzo nam zalezalo. Wtedy nasz malutki piesek nazywal
sie “UMBERTO” (inspiracja Umberto Eco, Imie Rozy?, rewelcja) i mial zielona apaszke
na szyji – “zaadoptuj mnie”, ktora zostala zamienion na niebieska “szczesliwy
pies". Z naszym maly szczesciem pojechlismy do sklepu – kobieta
z organizacji, ktora pomogla w adopcj, pojechala z nami i objasniala co trzeba
kupic ect. Pomimo wielkiej gotowosci, wielotygodniowych przygotowan i otwartego
serca, jak stanelismy w sklepie dla zwierzat, to bylismy kompletnei bezradni,
pomijajac emocjonalnie (i juz zupelnie bez znaczenia, fizycznie) wykonczeni.
“Medalik” z imienim i naszymi numerami telefonu musial byc zalozony od razu.
A imie wybralismy piekne (skromnosc!), piekne
– jak dla naszej trojki. Nazwalismy go Lenox, to nazwa miasteczk w korym
spedzilismy ostanie 3 lat i oposcilismy z zalem, pozostawiajc wspanialych
przyjaciol i mase wspomnien. Teraz mamy Lenox na co dzien!. Nasze male czalkiem
czarne szczescie jest prawdopodobnie mieszanka labradora i czegos jeszcze.
Zadomowil sie juz u nas na dobre, i nie moge sobie przypomniec jak to bylo bez
niego. Pewnie, ze ciagle spcery (wczesnie ran oi w srodku nocy) i wciaza jeszcze zdazajace sie “wypadki”
sa nieraz uciazliwe, ale jak wracam do domu i widze ta radzosc, pupa az odpada
od merdania, to wszysto inne jest niewazne. Czytalismy, ze niektore pieski sa
po taki przejscia, ze pomimo ze sie zadomowia, beda zawsze sie trzymac na
dystans – dlatego tez T nie chcial wziasc psa ze schroniska. Tego raczej nie
mozna powiedziec o Lenoxie. Wlasciwie, wrecz przeciwnie. Jest tak spragniony
bycia z kims, ze doslownie wchodz na nas i pod nas. Glowke wciska nam na szyje,
pod pache, zeby byc jak najblizej. Zasypia z Victorem i wiem, ze to niezgodne z
kanonami wychowania i dziecka i psa, ale co mi tam. Ja tak wyrastalam, z Kewinem,
ktory byl z nami przez piekych 17 lat i tak chce, zeby Victor mial. Slysze jak nieraz do niego mowi przed zasnieciem i tak
mi sie cieplo robi. Jesli tylko choc przez chwile pomysleliscie o zwierzatku,
nie wahajcie sie. To taka radosc! Powiedzialabym, ze zalujemu ze tyle
zwlekalismy. Ale tez wiem, ze musielismy tyle czekas, zeby znalesc naszego Lenoxa.
Bo on jest taki nasz!
|
Jest nasz! Jedziemy do domu. |
|
Juz zadomowiony. Zabawki po Victorku sie przydaly. |
|
W dniu adopcji. Jestesmy bardzo wdzieczni organizacji "Lucky Dog Animal Rescue" i wszystkim tym, ktorzy w ten dzien pomogli nam. Jak rowniez wszystkim wolnotariuszom, ktorzy niestrudzenie walcza o znalezianie tym czworonogom godnych warunkow. |