Zmiany.
Ciagle zmiany. Dobrze, zle….kto wie. Raczej dobrze. na pewno dobrze. Dluga
droga pelna zakretow i objazdow powoli dobiega konca. Choc nie, powinnam
powiedziec, jeden z zkretow za mna. Skonczlam rezydenture. Mam lat 46!.
Stanelam po odbior dyplomu obok kolezanek i kolegow w przedziale wiekowym
28-32lata. Smieszne. Konczac medycyne w Monachium w 2002roku
wydawalo mi sie, ze to w koncu koniec i ze tak stara
jestem….ha..ha..ha.. Teraz juz wiem, ze konca nie ma. Przynajmnie dla mnie. Za
to jest slodka droga z przygodami, przystankami, zakretami i niespodziankami.
No i jak to podczas kazdej podrozy mozna sie zmeczyc, zasapac, zakurzyc, ale
tez spotkac, ucieszyc, nauczyc. Wyczytalam ostanio zdanie Nelsona Mandeli “I
never lose. I either win or learn”. “Nigdy nie przegrywam. Albo wygrywam albo
sie ucze”. Fantastyczna madrosc.
Rezydentura
zakonczona, przeprowadzka do Waszyngto, nowy stan, nowa praca, nowa szkola dla
Victorka, Trent wrocil do pracy, nowi koledzy, nowi sasiedzi, nowi znajomi…
Nie
wiem jak zatytulowac ten wpis I suma sumarum pare meisicey minelo a ja wicaz go
nie opublikowalam. I wciaz nie wiem… “Dyplom”. “Po dyplomie”. “Zaliczone”....kazda
z tych wersji ma cos z narcyzmu. Ostanio pacjentka mi powiedziala, “jest pani
jedynym lekarzem jakiego znam, ktory nie ma powieszonych dyplomow w swoim
gabinecie”...hm...za to inni pacjeci narzekali na ich brak. Ludzi nie
zadowolisz. Wyjasnilam owej pani, ze siedzenie i patzrenie sie na swoj wlasny
dyplom dzien w dzien, nie sprawialo by mi przyjemnosci (wole sie patrzec na
akwarelki, ktore sobie powiesilam), a poza tym przypomna mi egzaminy,
nieprzespane noce, stresujace dyzury ect. A wiec znowu, wole akwarelki
drzew lasow, fotografie miejsc ktore cieplo wspominam. Ten post wciaz nie ma
tytuly... i niech tak zoastanie.
Za to dolaczam zdjecia
z uroczystoci rozdania dyplomowi i bezcennego usmiechu mojego dziecka, ktoremu w ten wieczor obiecalam, ze nastepna praca bedzie taka “od-do”, bez dyzyrow, bez powrotow
ciemna noca.
W srodku nasza piatka i "dyrektorstwo" po bokach. |
Z moim Misiastym |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz