No i tak. I po urodzinach. I po urodzinkach. Te pierwsze, to te moje okropnosc! Naprawde to przezylam, doslownie sie poplakalam nad tortem. 4 urodzinki Victorzastego....sama slodycz. Co prawda mi sie Mlody pochorowal, po tekiej ilosci tortu ( a wlasciwie dwoch tortow, bo by jeden nie wystarczyl na wszystkich naszych gosci) i zostalismy wczoraj w domu zamiast isc do przedszkola, ale milusinsko bylo.
Powoli sciagam balony i urodzinowe dekoracje i tak sobie wspominam. Jedno z moich ulubionych wspomnien z dziecinstwa, to wlasnie urodziny. A nawet bardziej to przygotowania do urodzin. Jak Mamus wyciagala "girlandy" - skad je miala? musze zapytac; takie sliczne kolorowe ( pewnie made in China) w tamtych PRL-owskich czasacach rozblyslaly jak tecza w naszym M3. Nasze mieszkanko-Slowackiego 7/30....Kilinskiego 58 nigdy nie zabrzmi tak slodko. Tak, stamtad to sa juz inne wspomnienia. Wieksze. Doroslejsze, albo raczej dorastajace, pelne wyjazdow i powrotow az do dzis....Ale, o urodzinkach bylo. A wiec te przygotowania, te girlandy i serpentyny. To bylo najwazniejsze. I chcialabym zeby nasz Victorcio tez mial takie. I bardzo bylam szczesliwa, kiedy odpowiedzial mi na pytanie co przygotujemy na urodziny: "balony, wszedzie! tak jak wtedy". A wiec pamietal z zeszlego roku! Jak mnie to ucieszylo. Oczywiscie powdoilam (hmm,,,moze nawet i potroilam ilosc balonow na imprezke. Tak zeby na pewno zapamietal i ten raz.
No i nastepna zmiana, ukochane baby-lozeczko musialo juz opuscic nasze mieszkanie i wjechal na jego miejce tapczanik dla Victorcia. Doroslejemy! Wszyscy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz