Udaly sie. Tak mysle. Mam ta wewnetrzna sadysfakcje, ze
przygotowalam je, tak jak moglam najlepiej. Co prawda nie upieklam mazurka, tak
jak planowalam, a wiekszosc rzeczy zrobil za mnie “Baltick Deli”, niemniej
jednak ciesze sie. Przede wszystkim byl czas oczekiwania na Wielkanoc. Odliczania dni - "Mami, czy dzis sa juz swieta?" Udekorowlismy
mieszkanie ("Mami, ja tak lubie dekorowac mieszkanie"- miód na serce). Stoi forsycja obwieszona jajkami, stoja zajaczki, kurczaki ect. Pomalowalismy
jajaka. W zeszlym roku udalo mi sie skoncentrowac uwage Victora przez 10 minut.
W tym roku czas malowania, barwienia, naklejania ect. wydluzyl sie do 45 minut.
Nawet maz pomalowal jajko, chociaz siedzial na poczatku bezradny i
zdezorientowany ( bo u niego w domu sie tylko jajka farbowalo). Pojechalismy do
Polskiego Kosciola na Swiecenia - co bylo zdecydowanie punktem kulminacyjnym
moich Swiat. Nie moge powiedziec, ze obylo sie bez drobnych incydentow, glownie
z powodu “lukrowanego baranka”. No bo dlaczego baranek ma siedzic w koszyczku?
Takie logiczne pytanie. Przeciez jest stworzony wprost do zjedzenia. Dlatego
tez w trakcie przygotowywania koszyczka baranek byl dosc czesto oblizywany, co
doprowadzilo do zlepienia sie innych produktow Swieconki. A w drodze do Kosciola nawet w tajemnczy
sposob nadgryziony. Winowawca nie zostal odnaleziony, sprawa zostala umorzona w
toku.
Jak tak patrzylam na mojego synka niosacego z wielkim
przejeciem koszyczek, to serce eksplodowalo mi z milosci. Kiedys zartowalam
mowiec 50% Polaka+50% Amerykanina = 100% Perfekcji. Ale…nic dodac nic ujac.
Taki malutki czlowieczek, taka drobinka faceta, taka najlepsza czesc mnie i T. Victorcio
sam byl bardzo podekscytowany swoja rola koszyczkowa, dzielnie przedzieral
sie przez tlum w Kosciele. Uczciwie przyznaje, ze obiecalm, ze po Mszy baranek
jest jego i nie musi juz czekac do niedzieli. Tak, ze zaraz jak przekroczylism
prog Kosciola baranek powedrowal do buzi i rodzinne zdjecie Wielkanocne, to nasza
trojka przed Kosciolem z Victorciem lizacym baranka. Moj syn rowniez utrzymuje,
ze poswiecenie koszyczka zdecydowanie podnioslo walory smakowe baranka. Dzis
przy sniadaniu podslyszalam, ze maz moj twierdzil, ze jakoby zrozumial o czym Ksiadz
mowil…..No prosze, jaka obfitosc lask.
Dzis byl “egg hunt”- czyli poszukiwanie ukrytych w ogrodku jajek ze slodyczami lub drobnostkami w srodku, potem sniadanie z przyjaciolmi. Podzielilismy
sie Swieconka. Byla babka, moj kochany sernik, polska wedlina, biala kielbasa,
chrzan ect. Po poludniu skyp z Polska i
Teksasem, wyjazd do parku nad rzeka, pierwsze lody w tym sezonie, rodzinne
"gniecenie sie" przed bajka w telewizji….Leniwie, bez pospiechu, rodzinnie, milo,
cieplo w sercu pomimo braku bliskiej, a jakzesz dalekiej Rodziny. Inaczej. “Troche”
innaczej niz bylo w dziecinstwie. Nie, raczej “duzo” inaczej. Ale, tak samo
nigdy juz nie bedzie. Chociaz nie wiem jakbym sie starala, to scenariusza nie
powtorze, bo …nie ci sami aktorzy, nie ten sam plener. Dotarlo to do mnie
wlasnie podczas tych Swiat. Ze nie ma co rozpamietywac, poszukiwac, doszukiwac sie
smakow i podobienstw, bo to tylko poteguje smutek przemijania. Mozna tylko dac
z siebie wszystko co najlepsze i stworzyc Swoje Wlasne Najlepsze i
Niepowtarzalne Swiata. Swoja Tradycje. I taka wlasnie byla moja-nasza tegoroczna
Wielkanoc. Niepowtarzalna!
Zycze Wam wszystkim wlasnych, niepowtarzalnych Wesolych
Swiat!