Rozpadło się….. nie tak mialo byc. A jak? Coz… inaczej. Lzy,
rozpacz, smutek..hmmm….i jakies inne dziwne uczucie. Tyle lat pracy i co? Przyslowiowa
“reka w nocniku”? Pozwolilam sobie na dwa dni rozpaczy. Umiarkowanej rozpaczy,
jako, ze mąż znowu na wyjezdzie. Po
przeczytaniu sadnego maila, na ktorego czakalam od wrzesnia zeszlego roku, odliczajac
doslownie dni, godziny, minuty i sekundy – tzn. computer odliczal za mnie, a
wiec przeczytalam tego maila i rozplakalam sie bardzo, co strasznie wystraszylo
moje dziecko. Troche mi zajelo zeby wymyslec historie, ze mama ma “boo boo” na
kolanie i dlatego placze, co przemowilo do rozumu mojego czterolatka. I tak, plakanie
ze wzgledu na stluczone kolano bylo jak najbardziej na miejscu. Niemniej jednak
staralam sie potem juz opanowac.
Ponoc “szczęście w nieszczęściu” i “nic nie dzieje się bez powodu”, i “kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno” …taaaaaaaaaakkkkkkk….to niby
tak jest i ja w to wierze. Tylko wybiorczo. Czasowo wybiorczo. Tzn powtarzalam (i
powtarzam) sobie ta mantre, a kladke piersiowa w tym czasie przejmowal dziwny
skurcz i brakowalo mi oddechu. Coz diagnozy nie postwie. Skoro nie przyjeli
mnie do szpitala, doktorowac sie sama tez nie bede. Jak na razie!!!! Bo to nie
koniec. To poczatek. “Wędrówką jedną życie jest
człowieka”. Tylko
ja juz tak bardzo chialabym dojsc, wyciagnac sie wygodnie i zaczac zyc bez
terminow, egzaminow, podan, rozmow kwalifikacyjnych, nostryfikacji ect. Przypomina
mi sie wrozka, ktora kiedyc powiedzial, ze w moje imie, nazwisko czy
konstelacja gwiazd w momecie urodzenia, oznaczaja “nauke”. Coz, zaprzeczyc nie
moge. Pamietam moje 30 urodziny pod haslem “lepiej 30 niz 15, bo do szkoly nie
trzeba juz isc”….oooo jak bardzo sie mylilam.
Ale kiedy to tak po tym sądnym dniu, kiedy
poinformowano mnie, ze nie przyjma mnie teraz na rezydenture ( kolejna z
koleji, bo jak to fajnie byc rezydentem, nie spac przez 3 lata i harowac za
grosze), a wiec jak odprowadzalam Victorka do przedszkola z mysla, ze za chwile
w koncu zostane sama, i w koncu sie bede mogla wyplakac, i usmarkac, i porozrzucac
chusteczki wokolo, i byc taka biedna, bo tak mi strasznie, zle, bo tak mnie
skrzywdzona, a ja taka rewelacyjna jestem….to jakos wszystko minelo. Slonce
wyszlo. Co prawda za pare dni spadl grad, ale w tym momecie swiecilo slonce. I choc
usilnie probowalam wrzucic kanal “biednej i skrzywdzonej” nie udawalo mi sie.
Caly czas myslalm o wszystkich ktorzy byli ze mna w tym dniu i trzymali kciuki,
i o wszystkich zatroskanych mailach, telefonach, Rodzicach, Puchatku, kolezankach, ktore wpadly zeby
pocieszc, zeby usiasc ze mna. O kwiatkach i czakoladkach, ktore zostawily
przed dzwiami domu na pocieszenie. I wracala energia i natretna
mysl, “zrob to”, “zrob to co chcesz”, to jest ten czas. To jest twoj czas. A
wiec do walki! (znowu…)
Walcz dziewczyno !!!
OdpowiedzUsuńAgni, dzieki Kochana. nieraz mnie energia az rozsadza, a nieraz....zalosc i strach...
UsuńNie piszesz nic ostatnio... Szkoda... Mysle Co u ciebie?
OdpowiedzUsuń