Najwazniejsze jest chyba sobie odpuscic. Wziasc gleboki odech i...zaczac pisac. Natlok mysli. Ale to brzmi, jakby cos strasznego sie stalo. Nic takiego sie nie wydarzylo.
Lekcja numer 2. Nie zazdrosc innym! Nie ma czego, nie wiadomo jak to wszystko na prawde wyglada. Na prawde. A nie na zewnatrz. Tym bardziej, ze ostatnio zagladalam wstecz w swoje notatki i trafilam tam na opisana podopna sytuacje - kolacje u znajomych, ktora mnie nie, nie powalila z nog, ale skrecila z zazdrosci i doprowadzila do "napiec" miedzy mna a T. No bo sie czlowiek porownal i blado wypadl.
Tylko z perespektywy czasu to ja wiem, ze dzis ten wspanialy dom (ktory mnie doprowadzal do szalu zazdrosci) z widokiem na morze i zejsciem zaraz na plaze, ten dom jest juz dawno wynajety innym ludzia, a Sanna i jej maz wrocili do Filnalndji, i niestetry nie dali rady razem jako malzenstwo. I nawet wtedy gdy Sanna przyleciala do Bostonu w odwiedziny, i siedzialysmy sobie przy coctailu wspominajac stare dobre czasy (hmmm zeby nie bylo niedomowien stare dobre czsy sprzed przedz 4 lat, a nie 40) . To tak na prawde, to dla niej byl to "przymusowy urlop" od malzenstaw, zeby obydwoje mogli przemyslec swoje racje. No a po powrocie Harry oznajmil, ze on juz nie chce sie starac i pracowac nad ich zwiazkiem.... Wracali do Finlandji pelni nadzieji ( i przy nadzieji z blizniaczkami) i planow, z zamiarem budowy domku swoich marzen, ktory Harry jako architekt sam zaplanowal. Dom zdudowali, ale Sanna przy cosmo numer 2 powiedzial, ze tak naprawde to ona nie wie czy sie tam chce wprowadzic.
A wiec nie ma co sie porownywac! Kolacja u Gosi i Daniela byla super. Dzieciaki sie fajnie bawily, w miare ich trzyletnich mozliwosci.
Kupilismy dzis czerwone sanki, jutro ma znowu spasc snieg. Juz wyluzowalam...ale zaraz....to dlatego, ze przypomniala mi sie Sanna i jej w sumie smutna historia. NIe, to nie tak mialo byc. Mnie jest lepiej bo komus jest gorzej. Nie nie nie....Naprawde musze sie wziasc za siebie. Zmiana perespektywy jak najbardziej, ale nie takie plytkie porownywanie. Przde dwoma godzinami bylam ciezko obrazona na T, bo nie mamy takiego miszkania, ani automatu do kawy, a Daniel jest takim wspanielym i troskliwym ojcem.....
OK. Widze swoje bledy-najgorsze to jest to moje obrazanie sie. Jak sie tak nakwocze, to ciezko ze mna wytrzymac i w sumie moze nie dziwota, ze mnie T zostawia samej sobie. Ale do cholery, mogl ruszyc tylkiem przynajniej raz od stolu. Wiem ze Victor wolal "mami", ale to z przyzwyczajenia, bo wie ze ja na 100 procen przyjde, a po co zdzierac gardlo na dady, ktoremu sie w wiekszosci przypadkow nie chec pofatygowac.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz