Najlepsze lekarstwo – RODZINA. Wracam do domu po pracy i od drzwi jestem wciagnieta do innego swiata. Zasypana pytaniami, projectami, planami, zadaniem domowym, wypadnietym zebem, jest smiech i placz, male i wielkie dramaty. Siadamy do kolacj, a odkad T jest w domu, to on gotuje (osobny temat), jest (nie zawsze) spoknie, jest swojsko, domowo. Tradycjny dramat Victor nie chce jesc, a chce obejrzec telewizje, kto dzis posprzata po kolacji ect. Jak ja ich kochm! Nie zamienilabym na NIC! Zadne “sex and the city”, “czas dla siebie”, “shoping” ect. Negocjuje miedzy mezam a synem, bo kloca sie zapadle, jak na ojca i syna przystalo, udaje zainteresowanie na Star Wars, (zasypiam po 15 minutach), zmywam, ok….nie sprzatam, probuje sie uczyc do egzaminu, cos madrego przeczytac do pracy, cos przyjemnego przeczytac dla siebie, padam ze zmeczenia i wiem ze zyje. Chwila dla siebie to wlasnie moje droga do pracy. A najpiekniejszy moment dnia, to powrot do dom. Pojezdzam cichutko i wypatruje moich w oknie. Są!
Pare fotek ze spacerow po okolicy.
Dobrze ci kochana! Fajnie, ze ich Masz I ze kochaja! Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuń