Tydzien minal szybciutko. Tylko te noce…nieprzespane,
pelne roznych dziwnych mysli, uczuc, emocii. Tlumionych emocji, ktore juz tak
dluzej nie chca….
Wczoraj wrocilismy wypoczeci, przybrazowieni
z walizka pelna muszelek i piasku z plazy. Piasek w walizce, ubraniach, we
wlosch - efekt raczej niezamierzony. I po wakacjach. Najmilsze momenty – kubek
z kawa na balkonie z widokiem na morze. Rano, cisza, caly dzien przede mna, tyle
moge z nim zrobic. To niesamowite przekonanie, ktore miewam rano, ze dzis
wydarzy sie cos wspanialego! I ta pelna naiwnosci radosc mojego synka z kazdej
nadplywajacej morskiej fali. Nie wazne czy go obmyla, czy przewrocila, czy
oblepila piaskiem. Ta smiejaca sie twarzyczka, moja mordeczka najukochansza –
chwile bezcenne!
Floryda nie rzucila mnie na kolana na tzw. “pierwszy
rzut oka”. Prawdopodobnie z czysto technicznego powodu, ze mi to “oko” zalala
fala goraca i potu. Pojechalismy na wakacje w miejsce mniej turystyczne, z
daleka od Miami i Disneylandu. Na ta czesc Florydy z nad Golfu Meksykansiego.
Kiedy moj maz wrocil ze swojego 3-letniego pobytu w Europie (gdzie mail to
niebywale szczsecie poznac mnie), zebral swoj “dobyek” z domu w Teksasie i jechal z nim do Bostonu,
wlasnie w tym miasteczku zrobil sobie jeden z postoju w swojej 5 – dniowej
podrozy. Tak sie wtedy zachwycil plaza i morzem, ze postanowil “kiedys tam”
powrocic. No i tak 8 lat pozniej, czyli teraz polecielismy na wakacje do Destin.
Nie moge nie pominac faktu, ze byly to wakacje z tesciami. Czyli nie tak do
konca pelny relaks dla mnie. Mili ludzie, ale…..Morze cudowne, plaza- bez
przesady powiem, ze lepsza niz na Karaibach. I ten piasek, ktory tak ujal wtedy
mojego-jeszcze-nie-meza: bielutki, o dziwo nie parzacy w stopy. Wiem, wlasnie
przyszlo mi do glowy malo romantyczne porownanie – jak taki kleji w proszk
ktory jadlam w dziecinswie na sniadanie. O prosze, zawsze wszystko co sie
kojarzy z dziecinstwem, wplywa na polepszenie nastroju i blogosc.
Jako, ze kombinacja: ‘slonce’ plus ‘cztero i pol latek’ nie rowna sie ‘caly dzien na plazy’, byly inne atrakcje, ktore mnie sama radowaly z glebi serca. Jak np delfiny. Po raz pierwszy mialam morzliwosc ogladac je z bliska w basenie. Jestem raczej uprzedzona do takich pokazow, “za pieniazek, pod publike, rybka pilke na nosku podrzuci”. Ale jak tak siedzialm podczas tego wystepu to cieszylam sie na rowni z Victorem, taka czysta niezmacano niczym dziecieca radoscie i wysylalam sms-y do Rodzicow “delfiny, delfiny, widze delfiny po raz pierwszy w zyciu”. I cieszyla sie jeszcze bardziej, bo oni tam dalego w Polsce cieszyli sie wraz ze mna. Drugie spotaknie z delfinami bylo w ostatnie popoludnie pobytu na Florydzie, kiedy to zabralismy pirata Victora, na statek piracki w poszukiwaniu skarbow. Podczs gdzy moje kochane dziecko z opaska na oku, w pirackim kapeluszu i z tatuazem skorpiona wlasnorecznie namalowanym przez kapitana statku, z wodnym pistoletem bronilo nas przed barbarzyncami, delfiny wesolo podskakiwaly za burta. Tak, to bylo nowe slowko tego dnia: “barbarzyncy”. Moj dzielny pirat po zlozeniu wieczystej przysiegi otrzymal nawet swiadectwo pirata i trzy zlote monety! Co jeszcze, mimi-golf, samochodziki wyscigowe, zderzajace sie pontony, no i basen. Taras naszego domku z jednej strony wychodzil na morze, a z drugiej strony a basen, ktory wieczorami okupowalismy z naszym malym probujac uczyc go plywania.
A dla nas byly nadmorskie knajpki, swieze ryby, T mial do woli swoje ukochane ostrygi. Zachwytu nad nimi nie podzielam. Owszem, zjem, ale zebym o nich marzyla, albo sama z siebie kupila, to nie. Bardziej degustowalam koktaile….
alianore.
OdpowiedzUsuńWitaj ! Trafiłam trochę przez przypadek , poczytałam zwabiona Twoimi realiami . Fascynuje mnie Ameryka , ale nigdy tam nie byłam i nie zanosi się , że będę . Wszystkiego najlepszego dla Ciebie :)
Alianore dziekuje Ci za komentarz. Wiesz, zawsze dobrze gdzie nas nie ma. Ja tu siedze i mysle, ze zycie mi ucieka, a mnie w Polsce nie ma. Pozdrawiam Cie serdecznie zZa oceanu!
UsuńPiekny opis i piekne wakacje. Maluch twoj przeuroczy! Za niedlugo spotkanie w Bostonie? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń