Swieto Dziekczynienia minelo nam radosnie –Thanksgiving/
Friendsgiving w tym roku. Nasza przyjaciolka Jane z Bostonu wraz ze swoja 9
letnia coreczka zawitala w nasze progi. Jak juz pewnie kazdy z Was zauwazyl
uwielbiam “goscis”. Z powodow mi samej ciazklo
zrozumiec, pomiono ze to moi goscie i ze nas wiecej bylo, sama kolacja
Dziekczynienna odbyla sie w domu naszych sasiadow Pam i Davida. Wpadlismy tam
jednego wieczoru i od slowa do slowa okazlo sie, ze sa tylko w trojke (z corka)
na Thanksgivig, wiec oczywiscie prosto z mojego serca poplynelo zaproszenie.
Zgodzili sie od razu, ale Pam stwierdzila, “ale to zrobmy ta kolacje u mne,
jako ze dopiero co zakonczylam moj project renowacji domu”….i ja sie
zgodzilam!!! Zachodzilam potem w glowe jak to sie stalo, ze powiedzial “tak”,
no ale powiedzialam. Wszyscy byli zadowoleni, a ja sobie po cichutku nostalgiczne
pomrukiwala….hmmmm….poraz pierwszy odkad jestesmy z T razem “nie goscimy”
Thanksgiving. Choc to tak nie do konca - sie pocieszalam, bo w koncu goscimy
gosci z Bostonu, a kwestia gotowania byla uczciwie rozdzielona pomiedzy dwa
domy. Choc tu znowu musze pomruczec…..nie my robilsmy indyka….mrrruuu
mrrruu…..Ale wyszlo swietnie. Tak naprawde w swiateczny ranek, stojac w lazience
uzmyskowilam sobie, ze …mam czas! Moj grafik o dziwo nie jest napiety, nie mam
listy zaplanowaniej co do minuty, zeby sie wyrobic, bo goscie zaraz przyjda,
albo ze ptak w piekarniku wymaga zaangazownia. Tzn dokladnie mowiac w kwestji
ptaka to Trent sie zawsze angazuje kuchennia, a ja 100% emocjonalnie J A tak zjedlismy sobie
radosne sniadanie, spokojnie popijajac kawe i nie patrzac na zegar. Victor i
Jane coreczka o imieniu Winter-Zima, choc urodzona w Sierpniu! ( oj Ameryko ty
mnie zawsze zadziwisz) swietnie sie dogadywali, zreszta znaja sie jeszcze z
Bostonskich czasow. Wybralismy sie nawet
na krotka przejazdzke i spacer po okolicy, bo dziewczyny bylu u nas po raz
pierwszy. Morozik trzymal, ale sloneczko swiecilo. Potem bylo pichcenie w
kuchni T na zmiane ze mna. Jane sobie czytala
tudziez grala z dziecmi w gry planszowe. Okolo 3 po poludniu Pam zgarnela
dzieci i poszli do ogrodu wyszukiwac szyki, galazki i innego rodzaju skarby do
dekoracji stolu. No i wyczarowali to…
Pam I David przeprowadzili sie do Lenox z Chicago, gdzie
Pam pracowala w PR corporacji Forda and David rezyserowal filmy dokumentale.
Majac dosc wyscigu szczorow i make dziecko, podzczas jednych z wakcji (ponad 20
lat temu) przejezdzajac przez Lenox zakochali sie w tym miasteczku i zostali (w
Ameryce to takie proste, od…przeprowadzam sie 3000 mill dalej..). Pam odnawiac
stary dom ktory kupili, odkryla w sobie nowa pasje …wlasnie do restaurowania
domow i tym tez sie teraz zajmuje. Doradza kliletom i pomaga w wyszukiwaniu
rzeczy adekwatnych do ich zyczenia czy epoki z ktorej dom pochodzi. Nawiasem
mowiac wcale niezle z tego zyje. A David uczy historii i polityki w pobliskim
gimnazjum. Projekty Pam najczesciej trwaja dlugo, bo wyszukiwanie i
sprowadzanie mebli/przedmiotow/tapet/ negocjownaie trwa nieraz i latami. Np ostanio
z wlascicielami baru na Hawaiach o
lampe, ktora podejrzewam byla dla wlasciciela bez znaczenia, dopoki sie nia
jakas Amerykanka nie zainteresowal.
Tak wiec Pam od jakiegos czasu zmienia swoj normalny
salon w salon Tiki. Nie wiem czy jest jakies tlumaczenie na polski jezyk slowa
tiki. Kultura Tiki to XX-wieczny temat używany w polinezyjskich restauracjach i
klubach pierwotnie w Stanach Zjednoczonych, a następnie, w mniejszym stopniu,
na całym świecie. Choć inspirowane częściowo rzeźbami i mitologią tiki,
połączenie jest luźne i stylizowane, będąc raczej amerykańską formą kulturowego
zawłaszczenia.a nie polinezyjską sztuką. Tak wiec w scenerji tiki dziekowalismy
za dobra otrzymane w tym roku. Victor
rowniez podziekowal za CIA (Centralna Agencja Wywiadowcza), bo w chwili obecnej
ma zamiar zostania szpiegiem jak dorosnie, wiec bylo to jak najbardziej na
miejscuJ, a
Winter dziekowal za sos z zurawiny….a ja …za Szczesliwe Zycie, Rodzine i Przyjaciol.
A potem jedlismy i pilismy, a miod nam po brodzie slywal…Rozmowom
nie bylo konca, dzieci zmeczone lezaly przed kominkiem ogladajac bajke, a my
politykowalismy i jedli, i kosztowali wina. Byl oczywiscie tradycyjny indyk, nadzienie
a la moj maz, tradycyjne nie moglo zabraknac slodkich ziemniakow, kukurydzy, brukselki i
sosu zurawinowego. Na przystawke byla pasta z bialej fasoli i articzokow z
grzankami, salata z wlasnorecznie skandyzowanych orzechow pekanowych i jagd,
roznorodne sery, i przepyszne wloskie, czewone wino. Zawsze raczej omijalam
czerwone wloskie, bo jakos nie ta szerokos geografinczna na czerwone wino, ale
mile sie zaskoczylam. I sernik z dyni!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz