Odkad pamietam Swieta sa dla mnie czasem szczegolnym.
Chociaz, nie…to za malo powiedziane. Czasem magicznym i wyczekiwanym. Pamietam
z dziecinstwa, taki socjalistyczny notesiki, ktory wygladal jak mniejsza wersja
16-kartkowego zeszytu, w ktorych robilam sobie kalendarzyk i odkreslalam dni do
Swiat. Pamietam, ze zaczynalam juz w listopadzie. Choinke ubieralismy zwykle na
dzien przed wigilja, czyli
tak tradycyjnie po polsku i stala do 2 lutego, czyli
do Matki Gromnicznej. Tak “z dziada pradziada” u nas w domu bywalo i bywa.
Musze przyznac, ze z radoscia przejelam amerykanski zwyczaj dekorowania choinki
na poczatku grudnia, bo tak na prawde to ona cieszy podczas Adventu, w
oczekiwaniu na Boze Narodzenie. Radosc mam po prostu dziecieca i prawie
namacalna, a Adwent zaplanowany, zeby mozliwie w pelni wykozystac kazdy drobiazg, kazda tradycje swiateczna.
Victor tez lubi i cieszy sie na te
wszystkie male i duze radosci. W
sklepie, w doslownym znaczeniu tego slowa rzucil sie i objal polke ze swiatecznym
rzeczami z okrzykiem “nareszczie”. W weekend po Swiecie Dziekczynienia….coz
przyznaje ze byl jeszcze listopad, ale juz po Swiecie Dziekczynienia!!!! szepnelam do T, ze moze bysly juz po
choinke
pojechali, ale niestety pomysl nie przeszedl. Zrekompensowalam sobie i razem z
Victorkiem zrobilismy domek z piernikow.
Patrzac na reszkli domku, w dokladnie mowiac na dziwne zanikanie
cukierkowych ozdob na domku, przyznaje ze zdecydowanie zrobilismy go za
wczenie, ale….czyz mozna zalowac frajdy przy robieniu domku z piernikow? Po raz pierwszy tez zrobilismy sklana śnieżna
kula i mam zamiar wlaczyc to naszego rodzinnego repertuaru przedswiatecznego. Teraz co przejde przez salon, to potrzasna
kula i zloto-srebrny snieg proszy na miniaturowa choinke i “tate” – nie
moglismy sie zdecydowac co do figurek, i wybralismy “chlopka” na czesc T. To
bylo w zeszly weekend/tydzien. W ten weekend, zadne sily na niebie i zimi nie
mogly nas (czyt. mnie i Victora) powstrzymac przed pojechaniem po choinke. Wybralismy
sie na ta sama farme i wlasnorecznie scielismy drzewk. Wyjatkowo w tym roku
wybor zaja nam niewiel czasu. Wdrapalismy sie (z pila) na gore i…prosze, ona
tam byla, juz na nas czekala. Pierwsza z brzegu. Idelana. Pieknie symetryczna i
pachnaca. Chlopaki pilowali, a ja sie “dolozylam jako dekracja do zdjecia”.
Teraz choineczka juz udekorowana cieszy nasze oczy i serca. W niedziele poszlismy
na balet “Dziadka do Orzechow” w wykonaniu balety z Albany, NY. Ta grupa
baletowa kncertuje po USA i angazuje lokalne dzieciaczki co do niektorych
drugoplanowych rol. Tak wiec kolezanki
Victora z klasy graly role “myszek”. Piekny balet, uspakajajaca muzyka. Za kazdym razem sobie obiecuje, ze bedziemy
chodzic czesciej, a potem czas umyka i nic. Kartki swiateczne dzis rowniez
zamowilam, za to z prezentami pod choinke jestem totalnie do tylu….a czeka mnie
trudny tydzien z dwoma dyzurami w tym jeden w sobote (brrrr…jak ja nie lubie dyzurow
w weekend) i prezentacja do przygotownia.
Ale….co tam, mamy sezon na cuda! Swiateczna magia juz dziala. Wiec
wszystko bedzie dobrze. Tak jak ma byc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz