Wybieralismy dzis dynie. Duza, na lampion. Mniejsze, osobiscie
zebrane z pola przez Misiastego juz od dawna ozdabiaja nam kuchnie. Bylismy
umowieni, ze zaraz po przedszkolu idziemy ja kupic i do dziela. Umknal mi zupelnie
fakt wagi. Misiasty juz tak sie cieszyl na to popoludnie, ze nie mialm serca mu odmowic. Tak wiec targalismy sie z prawie 10 kilogramowym warzywem przez pol
miasta. Wyszla wspaniale. (A ja zarzucilam tabletki przeciwbolowe, bo mi “szyje
wykrecilo” od tego dzwigania.)
Zblilza sie Halloween. Od paru tygodni
szkielety, czaszki,
czrownice, nietoperze, pajeczyny i pajaki zdominwaly scenerie Bostonu. Przyznaje,
ze ladnie sie to wkomponowalo w jesienno-pomaranczowo krajobraz. Dynie stoja obowiazkowo
przed domami, na schodach, przy furtkach, na stoliczkach w ogrodzie. Maja
wydrazone buzie “na straszno” lub “na wesolo” w zaleznosci od wyobrazni i
technicznych zdolnosci. W srodku pali sie swieczka, co wieczorami jeszcze
bardziej poteguje effect “strasznosci” (tak na niby). Mowi sie na nie - Jack-o'-lantern,
a swiatelko w srodku ma symbolizowac błędne ogniki uważane za dusze zmarłych. Tematem
numer jeden na podworku i w szkole, jest jaki kostium sie bedzie mialo w tm
roku, na ktorej ulicy bedzie sie chodzic i z kim. Nie-posiadacze dzieci
zaopatruja sie kilogramami w cukierki w oczekiwaniu na wedrownikow. Tradycja
nakazuje, by po zmierzchu, w przebraniu pukac do drzw z tradycyjnym okrzykiem “trick
or treat” (cukierek czy psikus). Halloween is uwazany za dzien w ktorym zaciera
sie granica miedzy swiatem Zywych i Zmarlych. Duchy przodkow sa zapraszane do
domow, a zle duchy zas odstraszane wlasnie poprzez kostiumy i rozne symbole typu
pajeczyny ect. Nazwa Halloween jest skrotem od „All Hallows' Eve”, czyli
wigilia, przeddzien Wszystkich Swietych.
Co ladne po zmierzchu nie zawsze ciekawe w neonowym swietle
sieciowki. Plastikowa masa czaszek rodem z serca Chin jest ( jak sie nie jest w
humorze) zalosna i niesmaczna. Wieje kiczem, tandeta, bezgusciem. Czekoladki,
ciastka, swieczki, lalki sa przerobione na-halloweenowo-strasznie. Ale
gdy zapada zmierzch...........to wszystko ma swoj urok. Najbardziej rozbrajaja mnie
ledwo co chodzace dzieciaczki, ktore to popychane przez rodzicow staja pod drzwiami
nie za bardzo wiedzac co maja zrobic. Jak "pies pawlova" reakcja nastepuje
automatycznie, gdy otworza sie drzwi i
pod nosek podstawi sie miseczke (w
ksztalcie czaszki) z cukierkami. Garsc cukierkow wedruje to torby-dyni i karawana
ciagnie dalej. Pamietam jak Victorcio mial 3 latka, byl juz tak zmeczony tym
chodzeniem, nie mniej jednak “zew krwi” i parl dalej, do nastepnych drzwi, ze w
jedym z domow po prostu osunal sie na kolana i kleczac wyszeptal “cukierek czy
psikus”. Jest to tez jedyny dzien w roku kiedy dzieci nie chca, zeby dorosli nosili
za nimi torby (torby-dynie), bo moze sie zdarzyc, ze jak taka Mama, czy Tata na
chwile przejmie torbe, to cukierkow ubedzie.
Halloween juz w piatek. Jestesmy w goracje fazie
przygotowan. Kostium wisi w szafie juz od 4-5 tygodni, jest regularnie
wyciagany, ogladany, przymierzany i szybko chowany, jak koledzy wpadna do
zabawy. Bylismy juz “dynia”, tygryskiem”, “rekinem”, “Spider man’em”,
oczywiscie nie trudno sie domyslec tegorocznego kostiumnu – zlow Nanjago. Coroczna impreza halloweenowa jak zwykle u Alison&Co. Dawniej spotykalismy
sie i najpierw byla zabawa w domu , a potem szlismy na “trick and treat”. Teraz
jest za duzo emocji i dzieciaki nie moga sie juz doczekac, wiec najpierw
chodzimy od drzwi do drzwi, a potem powrot do Alison na pizze, liczenie cukierkow,
wymiana cukierkow ect.
Lubie ten dziwny dzien/wieczor. Ludzie spaceruja, odwiedzaja
sie, siedza przed domami, jest wiele rozmow, smiechu. Wokolo pala sie swieczki,
lampiony, domy sa udekorowane i pooswietlane, dzieciaki szaleja. Jakis taki
ogolny nastroj radosci pomieszany z tajemniczoscia. Oby pogoda dopisala.
Piekne tradycje! Niestety se Francji sa tylko ici namiastki.... Kilka przebierancow, troche cukierkow i zniesmaczone spojrzenia starszego pokolenia.... Szkoda.
OdpowiedzUsuń