niedziela, 6 grudnia 2015

Zmiany.

Ta mgla fascynuje mnie co rano...
Zima. Jesien. Wisona. Lato. Znowu jesien przeminela. Kolejna zima juz….zmiany, przemiany, rozstania i powroty, przeprowadzki, wiele radosci i jeden ogromny smutek. Zycie.
Nie pisalm ponad rok. Podchodzilam, zaczynalam, mam parenascie notatek rozpoczetych, do ktorych pewnie juz nie wroce, a na pewno juz nie w szczegolach. Szkoda, ale tyle sie dzieje. Dobrego sie dzieje. Dostalam sie na moj wymarzony staz. Moze nie w wymarzonym miescie, ale nie jest zle. 2 godziny od Bostonu to nie kniec swiata. Pojechalam na rozmowe wstepna  w polowie stycznia, (zdazylam jeszcze przed zima stulecia), i zakochalam sie od pierwszego wejrzenia. W szpitalu, w ludziach, w miasteczku, w gorzystej okolicy. I choc powiedziano mi, ze jest 1400 kandydatow, z tego 2 osoby juz zostaly wybrane, opuszczalam z przekonaniem ze tam wroce. I wrocilam!!!! Ordynator zadzwonil do mnie po 5 dniach (podczas ktorych zasypialam i budzilam sie z telefonem w reku) i zaoferowal mi kontrakt na 4 lata. W wieku 41 zawalczylam i wygralam. Trojka moich nowych kolegow (bo jest nas 4) ma 27-28 lat. Tak po latach, po drodze pelnej zakretow zaczyelam od nowa. Nowa spcjalizacja,180 stopni Od skalpela,po fotelik. Tak wiec brzliwie nam ten rok uplywa. Nowa praca pociagnela uza soba sznureczek zmian. Przeprowadzka, ale najpierw rozlaka na 3 miesiace, T konczyl swoja prace w Bostonie, Victor konczyl przedszkole i zostal z nim, bo nasze mieszkanie nie bylo jeszcze gotowe, a potem i tak musielismy szukac nowego, bo wlasciciel sie rozmyslil. Musialam  WKONCU!!!! zrobic prawo jazdy, kupno samochodu. Sterta papierow, podan do wypelnienia, telefonow do wykonania, wymeldowan, przemeldowan ect.
Zeby przeciwstawic sie ogolnej opini, ze psychiatrzy nie sa prawdziwymi lekarzami, moja rezydentura wymag 6 miesiecy na internie/neurologi i OIOMie. Tu wlasnie spedzilam/spedzam moje pierwsze miesiace pracy, ktore koncza sie dokladnie za 9 dni (w tym 5 nocy, brrrrr).  Jeszcze 9 dni intensywnej terapi i powrot na psychiatrie, gdzie w sumie oczekuje mnie duzo, duzo noweg, bo do tej pory to sie “w salach operacyjnych raczej obracalam”. Tak sie juz ciesze! Mam tyle pomyslow i planow, i projektow naukowych ktore mam nadzieje urzeczywistnic.
 
Chlopaki adaptuja sie.
T…nie jest mu latwo. T zakonczyl swoj project w Bostonie, no i zostal Panem Mama. Ciezki orzech do zgryzienia. Przez pierwsze pare misesiecy to bylo nawet fajnie, bylo lato, oferty pracy przychodzily, podnosilo sie poprzeczke i wymagania, ale teraz…..napiecie.  Jezdzi na rozmowy kwalifikacyje, juz coraz rzadziej i widze jak gsnie powoli.  W zeszlym tygodniu pojawil sie przy sniadaniu bez brody, ktora ma od lat!, zeby wygladac mlodziej przy rozmowie o prace. Tak mi sie go zal zrobilo! Zdaje sobie sprawe, ze jak nie znajdzie czegos przez nastepmne pare miesiecy to nie bedzie juz dla niego powrotu w swiecie naukowym. A przynajmniej nie na takim poziomie do jakiego byl przyzwyczajony. Chociaz, mnie tez dawano male szanse….

Victorzasty. Nowe przedszkole. Nowe znajomosci, a wlasciwie to ich brak. Bo wszyscy przyjaciel jego, a co jest rownoznaczne, ze i nasi, bo cala nasza pczka poznala sie i trzymala “przez dzieci”, zostali w Bostonie.  Teraz Misiasty wsiada rano do duzego zoltego autobusu i odjezdza. Taki jest wtedy malutki! Jak stoi ze swoim plecaczkiem w minionki…. Nie znamy dzieci z klasy, nie znamy ich rodzicow..Jestesmy w kontakcie z nauczycielka, ale osobistych kontaktow nie nawiazlismy.  Jeszcze. Za dziesiec dni…jak tylko skonczy sie ten maraton w szpitalu. I jak sie odespie. 


1 komentarz:

  1. Cites ze sie, ze napisalas.... Tak wesolo alé i smutno. Nie napisze narazie wiecej... Bo biegne do pracy.... Pozdrawiam i caluje z drugiej strony oceanu.

    OdpowiedzUsuń