Ta mgla fascynuje mnie co rano... |
Zima. Jesien. Wisona. Lato. Znowu jesien przeminela.
Kolejna zima juz….zmiany, przemiany, rozstania i powroty, przeprowadzki, wiele
radosci i jeden ogromny smutek. Zycie.
Nie pisalm ponad rok. Podchodzilam, zaczynalam, mam
parenascie notatek rozpoczetych, do ktorych pewnie juz nie wroce, a na pewno
juz nie w szczegolach. Szkoda, ale tyle sie dzieje. Dobrego sie dzieje. Dostalam
sie na moj wymarzony staz. Moze nie w wymarzonym miescie, ale nie jest zle. 2
godziny od Bostonu to nie kniec swiata. Pojechalam na rozmowe wstepna w polowie stycznia, (zdazylam jeszcze przed
zima stulecia), i zakochalam sie od pierwszego wejrzenia. W szpitalu, w
ludziach, w miasteczku, w gorzystej okolicy. I choc powiedziano mi, ze jest
1400 kandydatow, z tego 2 osoby juz zostaly wybrane, opuszczalam z przekonaniem
ze tam wroce. I wrocilam!!!! Ordynator zadzwonil do mnie po 5 dniach (podczas
ktorych zasypialam i budzilam sie z telefonem w reku) i zaoferowal mi kontrakt
na 4 lata. W wieku 41 zawalczylam i wygralam. Trojka moich nowych kolegow (bo
jest nas 4) ma 27-28 lat. Tak po latach, po drodze pelnej zakretow zaczyelam od
nowa. Nowa spcjalizacja,180 stopni Od skalpela,po fotelik. Tak wiec
brzliwie nam ten rok uplywa. Nowa praca pociagnela uza soba sznureczek zmian. Przeprowadzka,
ale najpierw rozlaka na 3 miesiace, T konczyl swoja prace w Bostonie, Victor konczyl
przedszkole i zostal z nim, bo nasze mieszkanie nie bylo jeszcze gotowe, a
potem i tak musielismy szukac nowego, bo wlasciciel sie rozmyslil. Musialam WKONCU!!!! zrobic prawo jazdy, kupno
samochodu. Sterta papierow, podan do wypelnienia, telefonow do wykonania,
wymeldowan, przemeldowan ect.
Zeby przeciwstawic sie ogolnej opini, ze psychiatrzy nie
sa prawdziwymi lekarzami, moja rezydentura wymag 6 miesiecy na
internie/neurologi i OIOMie. Tu wlasnie spedzilam/spedzam moje pierwsze
miesiace pracy, ktore koncza sie dokladnie za 9 dni (w tym 5 nocy, brrrrr). Jeszcze 9 dni intensywnej terapi i powrot na
psychiatrie, gdzie w sumie oczekuje mnie duzo, duzo noweg, bo do tej pory to
sie “w salach operacyjnych raczej obracalam”. Tak sie juz ciesze! Mam tyle
pomyslow i planow, i projektow naukowych ktore mam nadzieje
urzeczywistnic.
Chlopaki adaptuja sie.
T…nie jest mu latwo. T zakonczyl swoj
project w Bostonie, no i zostal Panem Mama. Ciezki orzech do zgryzienia. Przez
pierwsze pare misesiecy to bylo nawet fajnie, bylo lato, oferty pracy
przychodzily, podnosilo sie poprzeczke i wymagania, ale teraz…..napiecie. Jezdzi na rozmowy kwalifikacyje, juz coraz
rzadziej i widze jak gsnie powoli. W
zeszlym tygodniu pojawil sie przy sniadaniu bez brody, ktora ma od lat!, zeby
wygladac mlodziej przy rozmowie o prace. Tak mi sie go zal zrobilo! Zdaje sobie
sprawe, ze jak nie znajdzie czegos przez nastepmne pare miesiecy to nie bedzie
juz dla niego powrotu w swiecie naukowym. A przynajmniej nie na takim poziomie
do jakiego byl przyzwyczajony. Chociaz, mnie tez dawano male szanse….
Victorzasty. Nowe przedszkole. Nowe znajomosci, a
wlasciwie to ich brak. Bo wszyscy przyjaciel jego, a co jest rownoznaczne, ze i
nasi, bo cala nasza pczka poznala sie i trzymala “przez dzieci”, zostali w
Bostonie. Teraz Misiasty wsiada rano do duzego
zoltego autobusu i odjezdza. Taki jest wtedy malutki! Jak stoi ze swoim
plecaczkiem w minionki…. Nie znamy dzieci z klasy, nie znamy ich rodzicow..Jestesmy
w kontakcie z nauczycielka, ale osobistych kontaktow nie nawiazlismy. Jeszcze. Za dziesiec dni…jak tylko skonczy
sie ten maraton w szpitalu. I jak sie odespie.
Cites ze sie, ze napisalas.... Tak wesolo alé i smutno. Nie napisze narazie wiecej... Bo biegne do pracy.... Pozdrawiam i caluje z drugiej strony oceanu.
OdpowiedzUsuń