O 6:47 dzis rano Victorek wskoczyl nam do lozka informujac nas, ze slyszal jak Mikolaj zjadal ciasteczka i slyszal dzwoneczki reniferow i jak Mikolaj szelesci prezentami, i wogole mamo, mamo wstan, zejdzmy juz na dol….Moj maz kochany od piatej rano w kuchni szalal. Nasuwaja mi sie skojarzenia z ta piosenke “a gdybym byl mlotkowym, w fabryce z mlotkiem szalal to co bys powiedziala, czy cos bys przeciw miala…” Zdecydowanie nie mialam nic przeciwko mezowi intensywnie szatkujacemu warzyw o 5 rano 25 grudnia, nie mniej jednak liczylam na przynajmiej dodatkowe 4 godziny snu. Lezalam w lozku obudzona tymi wszyskimi halasami i meza i Mikolaja i reniferow i tak mi bylo dobrze, ale za pare chwil Victor postwil nas wszystkich na nogi. Tak sie obawialam rozczarownia prezentami, pisalm o tym w moich poprzednich wpisach, bo z ciezkim sercem ale nie zgodzilismy sie na gry video ect. No i dobrze, wiem, ze to sie bedzie ciaglo i kiedys bedziemy musieli ustapic, ale dzis ....byl tylko usmiech i radosc. A zaczelo sie ode mnie. Oficjalnie pomimo 7 latka w domu pierwszy prezent wreczono mnie ….aparat fotograficzny! Porzadny apparat fotograficzny, ktory mi sie marzyl juz od dluzszego czasu!!!! Wciaz mam ochote skakac do gory….Odpakowywalismy te prezenty mozliwie jak najdluzej. Victor szczegolnie dluzej zatrzymal sie przy ksiazce
“Jak zostac szpiegiem”, to sa jego aktulane plany zawodowe;) a okrzyk radosci byl przy paczuszce od Babci i Dziadzi – wyrzutnia! Byly tez zabawne momety kiedy to moj T dostal dwa lewe buty od swojej mamy. Moj tesc mial za to dwa prawe w swoim prezencie, wiec sie powymieniali i wszystko sie wyrownalo. W miedzyczasie bylo gotowanie, pieczenie i wyskoki na narty. W Wigilje rano padal snieg, wiec panowie mieli w planie narty, co mi bylo bardzo na reke, bo w tym czasie milam zamiar: 1) dokonczyc pakowanie prezetow, 2) przygtowac stol wigilijny, 3) uprasowac pare rzeczy na swieta, 4) upiec piernik i sernik, 5) zrobic kapuste z grzybami, 6) lososia, 7) moje czosnkowe ziemniali i 8) dogotowac wczesniej juz przygotowane pierogi. Czyli praktycznie wszystko…No i wlasnie jak znienacka wrocili z nart, bo snieg przemienil sie w deszcz ze sniegiem, i jak wszyscy zaczeli wchodzic do kuchni “po cos do jedzenia”, i w miedzyczasie skypowalam z Rodzicami i Siostr, ktora spedza Swiata w domu, w tym moim chaosie tak mi sie strasznie zatesknilo za domem, za byciem “u Mamy” (czyt. beztrosko i bezstresowo), wtedy wlasnie puściły mi nerwy i obudził się instyk morderczy w stosunku do meza, teściowej, praktycznie kazdego…Deszcz przestal padac, oni wrocili do nart, tesciowa poszla “sie zdzemnac”, ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz