poniedziałek, 13 stycznia 2014

Szczęśliwym być.

Przeczytalam kiedys w gazecie, ze w ramach okreslenia pojecia “bycia szczesliwym”, poszukiwano najszczesliwszego czlowieka swiata. Znaleziono. Byl nim czlowiek - jesli dobrze pamietam po siedemdziesiatce, mieszkajacy na Hawajach, maz - od lat wciaz tej samej kobiety, ojciec i dziadek, majetny - a jakze, ale tez wicaz aktywny zawodowo,  regularnie uprawiajacy sport i gleboko wierzacy. Pamietam, ze wtedy ten fakt "religji" dosc mnie zaskoczyl. Choc sama jestem jak najbardziej wierzaca, nie pasowalo mi jakos w kolorowym magazynie znalezc religji jako jednej z odpowiedzi definiujacej szczescie. Przygladajac sie temu, nazwijmy to - przykladowi - temu szczesliwemu czlowiekowi - co znajdujemy? Proste zycie. Z tego co pamietam, bylo tam tez napisane, ze do tych "przyslowiowych pieniedzy" doszedl sam, swoja praca, najwiecej przyjemnosci sprawia mu zycie rodzinne i uprawianie sportu z wnukami. Szczerze, na prawde  nie pamietem gdzie i kiedy to czytalam - dawno! Nie wiem na ile dobrze pamietam, szczegoly, a  wlasciwie to szczegolow nie pamietam, tylko ta quint essence: zwyczajny czlowiek, ktory jest szczesliwy. Zadnej tajemnicy tam nie bylo, magii, dziwnych przepisow na szczescie, zaklec czy uwarunkowan. Zadziwiajaca prostota. Kochaj, szanuj, pracuj, nie przeginaj paly.  Po prostu ciesz sie i szanuj to co masz. A masz zycie. I tu sprowadzamy sie wlasnie do religji - dar zycia, szanuj zycie, ktore Ci Bog dal, przez zdrowe zycie, empatie, umiejetnosc dzielenia sie i szacunek dla innych.....Ile w nas empati? Ile zyczliwosci? Szklaneczka jest na wpol pusta, czy na wpol pelna? A moze…. najpierw chlusnij do dna,  a potem zadecyduj. 
Pamietam jak swego czasu cwiczylam joge dosc intensywnie. Pmietam jak przeszlam podczas jednej z sesji/lekcji jakis taki “katharrsis”. Nagle zaczely mi plynac lzy, i nie mogla sie powstrzymac. Nie bylo to jakies zalamanie, czy cos takiego. Po prostu plakalam. Strumienie lez.  Cwiczylam i plakalm. A potem przyszla wdziecznosc. Za wszystko. WSZYSTKO! I ta pewnosc, ze jest dobrze, ze jestem we wlasciwym miejscu. Ze nie jeden zakret przedemna, ale jak nawet, to bedzie dobry zakeret, ze on ma tam byc. Ze on jest mi pisany. I nie trzeba miec na to jakiejs kontretnej religji, czy wiary, nie trzeba przynalezec do organizacji politycznych czy kosciola, zeby wiedziec, CZUC, ze tam poza mna jest cos, co jest wieksze i potezniejsze odemnie - jak Bog, czy Niebo, czy Ocean, czy Universum. Cos, co daje mi poczucie oparcia i stabilizacji. W cokolwiek wierzysz, to jest! I da ci sile - siegnij po to, otworz sie.  Do dzis pamietam ten dzien, i to super uczucie. I ……pare ray bylam swiadkiem, ze inne osoby reagowaly w ten sam sposob. I to tez bylo fantastyczne- rozcigasz sie, wyginasz, pocisz i sapiesz - a tu ktos obok przechodzi “nowonarodzenie”. Fajna ta joga. Jakos tak sie wszystko przeplata, sport-wiara-empatia - kolo zatacza krag…..Hmmmm nie zbyt inteligentne sformuowanie: “kolo zatacza krag”. A co ma niby zahaczyc o rog….o well….jest druga w nocy. Niech sie pociesze - inteligencja mi przysypia.

                                              *Szukam, szukania mi trzeba,
                                   
Domu gitarą i piórem,
                                   
A góry nade mną jak niebo,
                                   
A niebo nade mną jak góry.
                                            (Wolna Grupa Bukowina)                   
       
                           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz