Pamietam jak swego czasu cwiczylam
joge dosc intensywnie. Pmietam jak przeszlam podczas jednej z sesji/lekcji jakis
taki “katharrsis”. Nagle zaczely mi plynac lzy, i nie mogla sie powstrzymac. Nie
bylo to jakies zalamanie, czy cos takiego. Po prostu plakalam. Strumienie lez. Cwiczylam i plakalm. A potem przyszla
wdziecznosc. Za wszystko. WSZYSTKO! I ta pewnosc, ze jest dobrze, ze jestem we
wlasciwym miejscu. Ze nie jeden zakret przedemna, ale jak nawet, to bedzie dobry
zakeret, ze on ma tam byc. Ze on jest mi pisany. I nie trzeba miec na to jakiejs
kontretnej religji, czy wiary, nie trzeba przynalezec do organizacji
politycznych czy kosciola, zeby wiedziec, CZUC, ze tam poza mna jest cos, co jest wieksze i potezniejsze
odemnie - jak Bog, czy Niebo, czy Ocean, czy Universum. Cos, co daje mi
poczucie oparcia i stabilizacji. W cokolwiek wierzysz, to jest! I da ci sile - siegnij
po to, otworz sie. Do dzis pamietam ten
dzien, i to super uczucie. I ……pare ray bylam swiadkiem, ze inne osoby
reagowaly w ten sam sposob. I to tez bylo fantastyczne- rozcigasz sie,
wyginasz, pocisz i sapiesz - a tu ktos obok przechodzi “nowonarodzenie”. Fajna
ta joga. Jakos tak sie wszystko przeplata, sport-wiara-empatia - kolo zatacza
krag…..Hmmmm nie zbyt inteligentne sformuowanie: “kolo zatacza krag”. A co ma
niby zahaczyc o rog….o well….jest druga w nocy. Niech sie pociesze - inteligencja mi przysypia.
*Szukam, szukania mi trzeba,
Domu gitarą i piórem,
A góry nade mną jak niebo,
A niebo nade mną jak góry.
Domu gitarą i piórem,
A góry nade mną jak niebo,
A niebo nade mną jak góry.
(Wolna Grupa Bukowina)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz