niedziela, 15 czerwca 2014

Troche o ksiazkach i Dniu Ojca.

Stronie ostatnio od ksiazek. Chociaz to nie do konca tak. Czytam non-stop, tylko chwilowo znaczaco zawezilam repertuar ksiazkowy. Choc gromadza sie na polce znakomitosci i reka az drży w kierunku “Pokolen. Czas deszczu. Czas slonca”,  to jednak nie….nie. Moze wezme na wakacje, a moze i nie. Tez kolejny kryminal Kellermana mi sie marzy. Uwielbiam jego dialogi miedzy Milo - poicjantem z LA i Alexem - psychologiem kryminalnym.  Tez musi poczekac. Snobem ksiazkowym jestem, to sie nieraz bardzo irytuje, lektura leci w kat, a pomruki niezadowolenia wydaje jeszcze przez pare dnie. Szanuje i respektuje KAZDEGO kto ksiazke wydal i mysle, ze kazda potwora znajdzie swego amatora, ale ja kazdej ksiazki do konca przeczytac nie musze. Ba, jak mnie pierwsze 15-20 stron nie przekona, to “kawalka zycie w nia nie zainwestuje.  Szczegolnie “pies” jestem na styl pisania. Albo raczej na silenie sie na styl. Autorow ktorzy proboja cos wyrazic i wydaje im sie, ze swoimi nazwijmy to “skrotami myslowymi”, animuja odbioracy wyobraznie, zdzierżyć nie nie  moge.  Cos w stylu  (…)Chciałabym mieć taki charakter, że jeśli ktoś mi przyśle kiedyś gówno końskie wpaczce, nie krzyknąć z odrazy, tylko się ucieszyć, że konik tu był. (…).” Co to ma byc? Zart? Fakt? Mertafora? Wznosimy sie na wyzszy poziom intelektualny? Zaliczam sie pewnie do wyjatkow, bo to styl autorki  niezwykle popularnej. Nie uwazam sie za osobe ograniczona, ale w tym wypadku akurat nie rozumiem o co chodzi. Coz, nie musze.  Czytajac raczej szukam oderwania, piekna, ukojenia.  Oj, ta “Anie z Zielonego Wzgorza” zyc mi nie da. Raz na zawsze jestem przypieczetowana i naznaczona jej sposobem patrzenie na swiat: “kocham wszystko co piekne”.  Jakiez bolesne bylo dla mnie rozczarownaie, kiedy po tygodniach czekania na przesylke z Polski otrzymalam ksiazke, ktorej rezenzje byly fanatastyczne a tu…...”Femi od roku spi w za malych, ciasnych skarpetach, by stopa nie drgnela ani o centymetr, lecz rankiem zawsze budzi sie z dziura, przez ktora glupkowato usmiecha sie do niej wielki rozowy paluch-wyspany, nierozumiejacy grozy sytuacji i gotowy do dalszego rozrostu.” Buuuuuuu…… 
Dzis byl u nas Dzien Ojca.
Misiasty zrobil w przedszkolu laurke, na ktorej pani napisala (na zyczenie mojego dziecka) “Moj Tata jest wyjatkowy bo czesto sie ze mna bawi”. Victor namalowl Tate i siebie ( nawet bylo to czlowiekopodobne), a pani na wszelki wypadek podpisala “moj tata”, zeby rozwiac wszelkie watpliwosci. Do tego punkt glowny -  present - samolot z drewna pomalowny na niebiesko ( bo to kolor chlopcow!), a na niego naklejona mnostwo naklejek -  pilek koszykarskich, jako ze T uwielbia koszykowke. Prezent byl juz gotowy od paru dni i moje dziecko kochane usilowalo wszelkimi mozliwymi sposobami przyspieszyc nadejscie “Dnia Ojca”. Victorcio co troche wyciagal i “sprawdzal” prezent i dokladnie relacjonowal co jest w srodku. Tak, ze za wielkiej niespodzianki to raczej nie bylo. Dzis rano po prosu obudzil sie z okrzykiem na ustach: “Tato, wszystkiego najlepszego z okazj Dnia Ojca. Teraz juz mozesz otworzyc swoj present!”. 

3 komentarze:

  1. Ja się od długiego już czasu zmuszam do dokończenia strasznie nudnej książki... nie mogę przez nią przebrnąć, ale uparcie próbuję ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja najczesciej odkladam, jak mi czytanie nie idzie. Jaka to ksiazka, jaki tytul?

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń