wtorek, 31 grudnia 2013

Kurtyna w dol.


Koniec Aktu 2013! Kolejny rok minal. Czas na posumowanie, refleksie. Pewnie jeszcze nadejda. Bylam nimi przepelniona przez ostanie pare dni i nocy. Bilans Roku. Wzloty i upadki. Radosci male i wielkie. Smuteczki......rozczarowania....jedno bardzo wielkie....ciezko o tym wciaz mowic. Chyba juz zawsze bedzie. Wczoraj w nocy bilam sie z myslami czy o tym napisac, czy nie. Moze, moze za chwile, moze w innym momecie. Wciaz boli.Choc mysle, ze tyle z nas rowniez ten smutek w sercu nosza....chyna jednak innym razem. Nie mniej jednak dziekuje Ci 2013 za te inne radosci i dobrodziejstwa. Odejdz w pokoju. Zabrales nam Mame mojej "Psiapsiolki" z dziecinstwa, zabrales i .............taka decyzja, taka wola Boga. Tak mialo byc. Ufam w sens tych decyzji, choc tak bola. Staram sie ufac. Bardzo sie staram. "Jak Bog zamyka drzwi to otwiera okno". Rozczulilam sie. Nie, nie....bylo minelo. Dziekuje za otrzymane dobrodziejstwa. Za Rodzine! Za Przyjaciol! Za to ze jestem, gdzie jestem, bo wierze, ze jestem we wlasciwym miejscu. Jesli czytacie obejmuje i sciskam Was wszystkich i kazdego z osobna. Zycze Sobie-Nam-Wam zdrowia i milosci. Kurtyna zjerzdza w dol....bawmy sie szampansko i powitajmy 2014 pelni spokoju, milosci i wiary w przyszlosc.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

I jeszcze raz o Swietach.






Swieta, Swiata i po swiatach….dzieciatko sie urodzilo 27 grudnia, Mikolaj przyszedl o czasie, przepisowo objedlismy sie strasznie, nagadalismy sie z Rodzina ( choc moglabym i wiecej), nawet pare razy ( i troche) wyszlismy sobie wieczorkiem z T. i poczuli smak starej wolnosci i braku zobowiazn. Milo potem bylo wroci do “zobowiazania”, ktore tak bardzo wyczekiwalo Mikolaja, ze w obawia przed przeoczeniem go, tudziez evtl. zapomnieniem  przez niego czarnego ( koniecznie czarnego) Power Ranger, moje kochane dziecko nie ruszalo sie spod choinki. Slodkosc mojego Potworka spiacego wsrod prezentow jest rozczulajaca. Przypominaja mi sie jego pierwsze Swiata, kiedy to 6 tygodnoiwego ulozylismy pod choinka wsrod prezentow, w sweterku z napisem “special delivery”. Taka bylam wtedy opetana hormonami milosci i macierzynstaw, ze szczerze mowiac malo co z tych Swiat pamietam. Rodzice byli. To najwazniejsze. I Puchatek! Wszyscy przylecieli do Bostonu podziwiac naszego Victorzastego.  I Swieta byly takie prawie prawdziwe. Z zupa grzybowa-z polskich, przez Tate uzbieranch, a przez Mame nielegalnie przemyconych grzybow (no bo jak to z polska zywnoscia za “wielka wode”,  przeciez to bron biologiczna moze byc; pomylenie z pokreceniem w mozgach niektorych ludzi). Byla nasza salatka corocznie przygotowywana. Pierogi, co prawda stad, i co prawda w zamrazalce!, bo ja zapatrzona tylko w jedna istotke zapomnialam ich przygotowac, tudziez, przypomniec o ich istnieniu. I pierniki przyjechaly, I Tata z Puchatkiem zrobili-gingerbred ciasteczka. I sernik byl! Mniam, mniam…..Karpia nie bylo :(  Ale za to inna ryba, ktora doczekala sie szczerych pochwal Tatusia-a to duzo.  I tloczno bylo! My z naszym przybytkiem, Rodzice, Puchatek, Moody i Ania ze swoim synkiem. Lubie tak. Dzuzo ludzi, tak, tak powinny wygladac Swieta. I cudowna  nowina tamtych Swiat. Moj Puchatek, bedzie pania Puchatkowa! Ja bede ciocia, a Victorzasty kuzynkem! Co wiecej trzeba do szczescia?! Swieta w Teksasie sa inne. Mile, ale inne. Brakuje mi ….nie wiem....magii?! Inaczej tego nie da sie ujac. Tego wszystkiego mi znanego, swojskiego. Tesknilam nawet za przepisowymi corocznymi klotniami Rzodzicow. Obowiazkowo o lampki na choinke, ktore co roku w momecie “pierwszej gwiadki” przestaja swiecic. My z Puchatkiem udajemy, ze nie widzimy, Tata zaczyna sie obrazac-stresowac-pocic, bo zaraz bedzie coroczny komentarz Mamy – “Tak Wojtusiu, jedyne co miales na  glowie to swiatelka na choinke, i co?”  To chyba ta “magia” wykreca nam ten sam numer co rok, bo obojetnie ile by nie bylo lampek, przy kolacju wgiljnej w Naszym Domu on zastrajkuja. A wiec po przepisowej akcji “lampki”, nastepny punkt programu to “lyzka”. Tata po zjedzeniu zupy grzybowej -wlozy sobie lyzke do kieszeni koszuli i powie, ze nie moze jej jej odlozyc, bo to przynieszie nieszczescie i w sumie to gdzie sa nastepne dania, “lyzka nie moze wystygnac”. Tu nastepuje riposta Mamy na temat taty brzucha, i zeby tata spojrzal na siebie….potem bedzie numer “ziemniaki”. Do drugiego dania Mam zaserwuje ziemniaki, a Tata zacznie sie dochodzic, ze “gdzie tam ziemniaki za czasow Jezusa”…..O jej ….to sa moje prawdziwe szczesliwe Wigilje! Kochalam je od zawsze. Jako dziecko pamietam mialam taki malutki zeszycik i robilam sobie moj wlasny prywatny kalendarzyk, w ktorych odkreslalam dni do swiat. I kalendarze adwentowe mialysmy! Nie te czekoladkowe, czy te z Lego-choc moj Mlody oszalal ze szczesia na jego widok. Nasze byly takie zwyczajne, z obrazkami. Rodzice nam przywiezli z NRD…….I co roku otwieralysmy te same okienka z takimi samymi wypiekami i poczuciem szczescia. Kochane czasy.


wtorek, 24 grudnia 2013

Wigilia, Wigilia!




W te najpiekniejsze ze Świat-Święta Bożego Narodzenia zycze Wam spokojnych i radosnych chwil w rodzinnej atmosferze milosci i zrozumienia.
A nadchodzacy  Nowy Rok niechaj obfituje w spelnione marzenia-o ktore warto bylo walczyc, radosci-ktorymi warto sie dzielic, Rodziny i Przyjaciol - z ktorymi warto byc i tej dobrej nadzieji bez ktorej nie da sie zyc.
Wesolych Swiat Kochani! 

czwartek, 19 grudnia 2013

Zasypalo nas.





Cudnie nas zasypalo. Dzis zimowo, a jutro......a jutro juz w Teksasie. Na nude narzekac nie mozna. Internacjonalnie sie nam w Rodzinie porobilo. Swieta w Polsce, Swieta w Monachium, Swieta w Londynie, w zeszlym roku w Bostonie, a w tym roku Wigilija w Teksasie. Wlasnie J mailowo sie mnie pytal, co sie je na Wigilje w Teksasie? Hm.....na pewno (niestety) nie karpia. Inczej bedzie niz u mnie, niz u Puchatka, niz u Rodzicow. Oczywiscie nic jeszcze nie spakowane, a ja nie moge podjac decyzji co do pirackiego okretu. Straszny dylemat. Po pierwsze: ktory statek? Juz ograniczylam sie do dwoch, jeden zdecydowanie ladniejszy, ale tez wydaje mi sie, ze "krotsza zywotnosc mu pisana". Drugi, nie taki znowu kolorowy, za to solidniejszy, no i zawiera 3 piratow na dokadke. Drugi dylemat: gdzie ten Mikolaj z tym statkiem zawita? Czy pod nasza choinke, pod nasza nieobecnosc-i odciazy nas w dzwiganiu prawie 7kg pirackiego statku samolotem? Czy pod teksanska choinka, razem z tysiacami innych prezentow? Jak tu podjac taka decyzje? Mysle juz od 2 tygodni, no i musze powiedziec, ze zrobilam progres, no bo jak by nie bylo, wyeliminowalam juz inne okrety. 

Slicznie i snieznie u nas. Zalaczam zime, bo przez pare nastepnych dni - Mikolaje w krotkich spodenkach, butach kowbojskich i kaktusowe choinki. Wesolo bedzie!



wtorek, 17 grudnia 2013

Blogosc.

Podkrecilam zaluzje, zapalilam choinke. Snieg pada. Zielona herbata z zurawina, klasyczna muzyka w radiu ( wlasnie skonczylam moj repertuar swiateczny i wymienilam na klasyke). Kartki swiateczne wypisane. Ciasteczka upieczone. Prezenty na wpol kupione, reszta to juz w Houston. Choinka ubrana i slicznie pachnaca. Blogosc. Uwielbiam zime. Moge patrzec na spadajce platki sniegu godzinami. To najlepsze co moze byc. Siedziec w cieplutkim domku z czyms pachnacym i smacznym do picia i patrzec jak Pani Zima trzepie tu swoje poduszki. Bardzo uduchawiajace. Nie wim dlaczego tak zima na mnie zawsze dziala. Nie moge sobie wyobrazic mieszkac w "krainie slonca" (i raka skory), bez czterech por roku. W tym wlasnie punkcie mamy zdecydownie rozbiezne poglady z T. Oczywiscie ciesze sie na Swieta w Teksasie, bo bedzie duzo rodziny, no i nowy "kuzyneczek" zapowiedzial swoje przybycie na 25 grudnia, wiec Swieta mozemy spedzic w szpitalu, wszystko uzaleznione od tej malej istotki. Ale....Swieta w Polsce! Zapach zupy grzybowej. Bigos. Nie robiony oczywiscie na Swiata, ale Mama zawsze zamrazala "uczciwa" resztke ze swoich barburkowych imienin i bylo jak znalazl, jak przyjezdzalysmy ze studiow do domu. Kompot z suszonych owocow. Puchatek robil pyszne ciasteczka o nieromantycznej nazwie "od szporowej", i kulki z mleka w proszku- stare, socjalistyczne przepisy 'bidy". Niepowtarzlne smaki! Niezapomniane, dramatyczne wspomnienia mysich lapek na tych wlasnie kuleczkach-udekorowanych kropka czekolady, ktore to wystawione do piwnicy do zastygniecia, znalazly nieproszonych amatorow. Bylo wiel lez, i krzyku i naszej psinie trafil sie ten niezly zakasek a my musielismy sie obejsc bez "kuleczek z mleka w proszku". Nawet nie wiem czy takie mleka w proszku wciaz sa produkowane. A moje tradycyjne ciasteczka swiateczne to "kruszonki-cytrynowe", koniecznie w ksztalcie gwiadek! Przepis wyciety kiedys przed laty z gazety (z "Twojego Stylu", zeby zadosc uczynic sprawiedliwosci) i corocznie odswiezany, w innej wersji dekoracyjne. Choc najlepsze - dla mnie, to takie posypna zwyklym cukrem pudrem. Od paru lat, kiedy to moj maly pomocnik kucharzy ze mna i dzielnie walkuje i wycina ciasteczka, musze pojsc na kompromis, i w zamian za ta nieocenione pomoc  zgodzic sie na inne ksztalty np. auto i inne wersje dekoracji np M&M, gdzie tylko co piata trafia na cisteczko, a reszta gdzies sie tajemniczo zapodziewa. Tak, Swieta w Polsce....niepowtarzalne. O prosze, pominelam, jak moglam - Pierniki!!!!! Tatus zawsze byl od piernikow! Co roku inny przepis , bo zawsze bylo cos nie tak, ale pierniki miekksze lub twardzsze zawsze byly! Ja lukrowalam, posypywalam, dekorowalam.  Musze zaraz skypnac, i sie dowiedziec jak stoja "piernikowo" w tym roku. A potem bede mogla delektowac sie zima w calosci- musze odebrac Victrora z przedszkola. I nie mam najmniejszego pojecie jak to zrobie. Bo wozkiem nie przejade, bo juz nie proszy, a sypie calkiem porzadnie i ma nie przestac az do jutra rana. Hmmmm.....sanki? 
A do co do Swiat, to jeszcze tu wroce.



poniedziałek, 2 grudnia 2013

Moc, cudowna moc.....

I zeby sie spelnilo. I rezydentura i dzieciatko. Tak jak ma byc najlepiej. I w pracy i w rodzinie.  Szczesliwie sie wiodlo. W kierunku najlepszym jaki moze byc. Tym idealny. Dla Wszystkich nas zycze.

wtorek, 26 listopada 2013

Postanowienia.

Postanawiam i postanawiam. Ale jak to dotrzymac. Juz nawet dochodze do wniosku, ze to moze jakas klatwa, karma, zla energia. Nie zeby cos sie strasznego dzialo, tylko te takie male rzeczy, sytuacje, ktore za kazdym razem maja takie same smutne zakonczenie. Po prostu - niedokonczylam ich! Zostawilam, przesunela, na jutro, pojutrzem na potem, na kiedystam. I sama widze to i nie lubie tego. Niedokonczone, przerwane w polslowa znajomosci. Jak sie tu odczarowac? Jak wziasc za siebie? Pierwsze co mi przychodzi do glowy "od poniedzialku, bo dzis to juz nie warto". Och, warto , warto i dusza mi krzyczy ze warto, i ze trzeba, i to koniecznie. Oczywiscie zaczne od "to do" listy...o juz pozno, wiec zrobie ja jutro.......O nie!!!!!!! Co sie ze mna dzieje! A przy tym nadzieja, taka ogromna, i plany wieksze niz universum. A czas nieublagalnie tik tik. Co sie stalo z "projectem 40" z malowaniem, z pojsciem do ksiegarni po ksiazke ( o zmainie nawykow:)), oddaniem filmow w biblotece, oddwonieniem do Jolity ( ufff...mam nadzieje, ze znalazla kogos do dzieci i nie bede zmuszona po nie jutro pojsc, swoja droga-to wstretna jestem). A juz o odchudzaniu to nie wspomne. Nic, zaraz musze leciec po Mlodego, wiec po ksiazke juz nie zdaze, ale mam jeszcze gazetki. Kartki swiateczne.....kolejna promocja minela, teraz nie mam na nie kasy. Oj jo joj...pomozcie! Moze jakas dobra dusza da rade jak sie wyrwac z tego kamiennego kregu przyrzeczen i zabrac do dzialania.

środa, 20 listopada 2013

Urodziny, urodzinki dla chlopczyka i dziewczynki.



No i tak. I po urodzinach. I po urodzinkach. Te pierwsze, to te moje okropnosc! Naprawde to przezylam, doslownie sie poplakalam nad tortem. 4 urodzinki Victorzastego....sama slodycz. Co prawda mi sie Mlody pochorowal, po tekiej ilosci tortu ( a wlasciwie dwoch tortow, bo by jeden nie wystarczyl na wszystkich naszych gosci) i zostalismy wczoraj w domu zamiast isc do przedszkola, ale milusinsko bylo.
Powoli sciagam balony i urodzinowe dekoracje i tak sobie wspominam. Jedno z moich ulubionych wspomnien z dziecinstwa, to wlasnie urodziny. A nawet bardziej to przygotowania do urodzin. Jak Mamus wyciagala "girlandy" - skad je miala? musze zapytac; takie sliczne kolorowe ( pewnie made in China) w tamtych PRL-owskich czasacach rozblyslaly jak tecza w naszym M3. Nasze mieszkanko-Slowackiego 7/30....Kilinskiego 58 nigdy nie zabrzmi tak slodko. Tak, stamtad to sa juz inne wspomnienia. Wieksze. Doroslejsze, albo raczej dorastajace, pelne wyjazdow i powrotow az do dzis....Ale, o urodzinkach bylo. A wiec te przygotowania, te girlandy i serpentyny. To bylo najwazniejsze. I chcialabym zeby nasz Victorcio tez mial takie. I bardzo bylam szczesliwa, kiedy odpowiedzial mi na pytanie co przygotujemy na urodziny: "balony, wszedzie! tak jak wtedy". A wiec pamietal z zeszlego roku! Jak mnie to ucieszylo. Oczywiscie powdoilam  (hmm,,,moze nawet i potroilam ilosc balonow na imprezke. Tak zeby na pewno zapamietal i ten raz.
No i nastepna zmiana, ukochane baby-lozeczko musialo juz opuscic nasze mieszkanie i wjechal na jego miejce tapczanik dla Victorcia. Doroslejemy! Wszyscy!


czwartek, 7 marca 2013

Jestem glupia.

Tak. Stalo sie. Jestem glupia, poinformowalo mnie dzisiaj rano moje dziecko. Najpierw po cichutku, podpatrujac na moja reakcje, przeczuwajac lub wiedzac, ze to slowno nie nalezy do mile widzianych. Skoro reakcji sie jednak nie doczekal - moja naiwnosc rodzicielska liczyla, ze ignorancja doprowadze go do zaniechania oczrniania mnie i swiata, rozbujal sie dokladnie. W jego trzyletnim swiecie wszysto jest teraz glupie. No nie wszystko, bo podejrzewam, ze napewno Batman, Superman, Spiderman i ci inni dziwnie wygladajacy faceci (?) posiadajacy nieziemskio-fandastyczne uzdolnienia, nie zaliczaja sie do tej  kategorji. W przeciwienctwie, wszystko co ma cos wspolnego z bardzo ziemska istota w miare ziemsko wygladajaca, czyli mna, jest glupie. ( Moze to brak obcislkego ubrania, maski tudziez pelerynki z litera "S"). A juz najglupsze ze wszystkiego to zalozenie kozakow, akutrat wtedy gdy pada snieg. Np bo adidasy (koszmarki) ze Spidermanen (ktore w sklepie znalazly wylaczna aprobate mojego meza) pasuje na taka pogode jak ulal. No ale co ja tam wiem. Jestem przeciez glupia.

niedziela, 24 lutego 2013

Podsumowanie, tak w miedzy czasie.

"Kimkolwiek jestes, coklowiek robisz, jesli naprawde z calych sil czegos pragniesz, to znaczy, ze pragnienie owo zrodzilo sie w Duszy Wszechswiata. Spelnienie tego pragnienia to twoja misja na Ziemi, jedyna powinnosc. Jesli czegos naprawde goraco pragniesz, to caly Wszechswiat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu."      P. Coelho

Oj sprzyjaj mi Wszechswiecie sprzyjaj prosze. Troche sie nakrecilo, nazbieralo. Oglosilam sobie Rok Wspanialosci no i co. Krotkie podsumowanie: egzamin zdany (yyyyeeeesssss!!!!), na joge poszlam, wrocilam, zmienilam studio....maili tysiace wyslanych z miernym oddzewem, ale...Od serca tak, szczeze sie to ja do nich nie przykladalam, no bo najpierew czekalam na te wyniki, potem MUSIALAM skonczyc czytac "Cutting for Stone", niesamowita ksiazka, hm...teraz mam nastepna niesamowita...no tak, jeszcze byla ta burza sniezna, kiedy to na niezle przysypalo... Od jutra na dwa tygodnie jestem wylaczona z normalnosci. Musze sie zebracv. Ale oprocz tego, nie  nie nie 2013 lubie Cie!

niedziela, 20 stycznia 2013

Podobna kolacja.

Najwazniejsze jest chyba sobie odpuscic. Wziasc gleboki odech i...zaczac pisac. Natlok mysli. Ale to brzmi, jakby cos strasznego sie stalo. Nic takiego sie nie wydarzylo. 
Lekcja numer 2. Nie zazdrosc innym! Nie ma czego, nie wiadomo jak to wszystko na prawde wyglada. Na prawde. A nie na zewnatrz. Tym bardziej, ze ostatnio zagladalam wstecz w swoje notatki i trafilam tam na opisana podopna sytuacje -  kolacje u znajomych, ktora mnie  nie,  nie powalila z nog, ale skrecila z zazdrosci i doprowadzila do "napiec" miedzy mna a T. No bo sie czlowiek porownal i blado wypadl. 
Tylko z perespektywy czasu to ja wiem, ze dzis ten wspanialy dom (ktory mnie doprowadzal do szalu zazdrosci) z widokiem na morze i zejsciem zaraz na plaze, ten dom jest juz dawno wynajety innym ludzia, a Sanna i jej maz wrocili do Filnalndji, i niestetry nie dali rady razem jako malzenstwo. I nawet wtedy gdy Sanna przyleciala do Bostonu w odwiedziny, i siedzialysmy sobie przy coctailu wspominajac stare dobre czasy (hmmm zeby nie bylo  niedomowien stare dobre czsy sprzed przedz 4 lat, a nie 40) . To tak na prawde, to dla niej byl to "przymusowy urlop" od malzenstaw, zeby obydwoje mogli przemyslec swoje racje. No a po powrocie Harry oznajmil, ze on juz nie chce sie starac i pracowac nad ich zwiazkiem....  Wracali do Finlandji pelni nadzieji ( i przy nadzieji z blizniaczkami) i planow, z zamiarem budowy domku swoich marzen, ktory Harry jako architekt sam zaplanowal. Dom zdudowali, ale Sanna przy cosmo numer 2 powiedzial, ze tak naprawde to ona nie wie czy sie tam chce wprowadzic. 

A wiec nie ma co sie porownywac! Kolacja u Gosi i Daniela byla super. Dzieciaki sie fajnie bawily, w miare ich trzyletnich mozliwosci.
Kupilismy dzis czerwone sanki, jutro ma znowu spasc snieg. Juz wyluzowalam...ale zaraz....to dlatego, ze przypomniala mi sie Sanna i jej w sumie smutna historia. NIe, to nie tak mialo byc. Mnie jest lepiej bo komus jest gorzej. Nie nie nie....Naprawde musze sie wziasc za siebie. Zmiana perespektywy jak najbardziej, ale nie takie plytkie porownywanie. Przde dwoma godzinami bylam ciezko obrazona na T, bo nie mamy takiego miszkania, ani automatu do kawy, a Daniel jest takim wspanielym i troskliwym ojcem.....
OK. Widze swoje bledy-najgorsze to jest to moje obrazanie sie. Jak sie tak nakwocze, to ciezko ze mna wytrzymac i w sumie moze nie dziwota, ze mnie T zostawia samej sobie. Ale do cholery, mogl ruszyc tylkiem przynajniej raz od stolu. Wiem ze Victor wolal "mami", ale to z przyzwyczajenia, bo wie ze ja na 100 procen przyjde, a po co zdzierac gardlo na dady, ktoremu sie w wiekszosci przypadkow nie chec pofatygowac.

środa, 16 stycznia 2013

Spadl snieg.


Spadl snieg. Nareszcie! Juz od dawna przestalam wierzyc komorkowym prognozom pogody. Wiec I tym razem zbagatelizowalam "trzy sniezynki na chmurce”. A tu prosze,  jakiez zaskoczenie. Milutko, bielutko no i  konsekwentnie tez zimniutko. Ale co tam. Zima! Co prawda nie ma tych trzaskajacych mrozow i sniegu skrzypiacego pod nogami, ale jest pieknie. 
Tzn bylo dzis rano, bo jak tylko fala ludowa ruszyla do pracy, szkoly etc moj cudowny snieg sie z lekka przybrudzil i wytarl gdzieniegdzie. Ale mialam cudowny poranek. Victorcio odtransportowany do przedszkola, po drodze konsekwentnie rozdeptujeac kazda napotkana milutka wysepke sniegu,  T w pracy. Spychacze sniegu jeszcze nie zdazyly dotrzec na nasza ulice. 
Dom dla mnie.  Cudowna cisza.  Moja ukochana zima. 





Filozoficznie dzis....

"Kocham Wszystko co piekne".  Posiadaczki chromosomow XX, a przynajmniej ich wiekszosc bezblednie rozpoznaja skad pochodza te slowa. Ania! Ania z Zielonego Wzgorza. Moja Ania, muza, przyjaciolka, natchnienie, moja obsesja (jedna z wielu), idealna wersja mnie samej. 

Wyrastalam, i niestety troszeczke tez rozrastalam sie z nia. Choc o "rozrastaniu" w ksiazce mowy nie bylo. Coz, c'est la vie, ale pracuje nad tym, szczekolnie na pocztku roku, a juz na pewno od kazdego poniedzialku.
Tak, ta w pieknie rozkochana Ania uswiadomila mi jak wazne jest zauwazac piekno dnia codziennego. Piekno drobnostek. Tych malych, mniejszych i jeszce mniejszych i tych nie calkiem idealnych. Przede wszystkim tych! I jak to zauwazymy, jak to na prawde do nas dotrze, to jest to. Bingo! Juz wiecej nic nie trzeba. Juz jestesmy tam gdzie chcemy byc. Jestemy pelni, bogaci w siebie, wdzieczni za wszystko.
 
 I tak....mamy Nowy Rok. Oglaszam oficjalnie 2013 Rokiem Wspanialosci! Niechaj wszystko co dobre nam sie dzieje! Zycze sobie bardziej swiadomie zauwazac swiat, ludzi i wszystko co mnie otacza i jeszcze raz to samo! 
Klucz do szczescia. No wlasnie, szczescie. A co to? Oczywiscie nie zyczymy sobie nawzajem "zebys byla szczesliwa", bo juz sama forma w czasie przyszlym pokazuje  nieosiagalnasc tego czegos nieuchwytnego, jak rowniez bolesnie uswiadamia nam, ze no...wlasnie szczesliwi to my nie jestsmy. Zyczymy sobie "bycia szczesliwszym"! Bo co za duzo, to tez zdrowo. My jestesmy juz bardzo szczesliwii i tylko chcemy byc troszeczke szczesliwsi. No bo kto by nie chcial zeby mu wiecej szczesciatka sklapnelo. A do tego tez, tak przeciez niewiele trzeba. W sumie nic. Trzymac oczy bardzo mocno otwarte! 
I niech te male rzeczy, ktore do teraz wyprowadzaly nas z rownowagi, od dzis, nie nie od dzis, to za pozno, od TEJ CHWILI wypelniaja nas szczesciem. Zmieniam perespektywe. Widze piekno! Wybieram szczesciem! Jakie to proste.

Wiekszosc z nasz ma wielkie oczekiwania i nadzieje. Ale nie ma ochoty na zmiany. Kazdy z nas ma rowniez obawy i mniej czy bardziej konkretny strach przed kims lub przed czyms. Wiekszosc z tych "strachow" sie nigdy nie urzeczywistnia. Co jest jeszcze gorsze, bo zyjesmy w ciaglej obawie ze "to" sie jeszcze moze wydarzyc. I tu sie kolo zamyka. Pozostajemy w miejscu, bo stara bieda zawsze lepsa niz nowa. 
Lekcja numer 1. Zaczynamy! Teraz! Rozwiazanie przyjdzie samo. A jak upadniesz. Wstan. To tylko siniak na Twoim tylku.