czwartek, 29 grudnia 2016

W poszukiwaniu smaku


Nasze tegoroczne Swiateczne wypieki.

Swieta minely przyjemnie, bez pospiechu, w miare bez stresowo. W miare, bo mialam “lekka” zalamke w Wigilije. Choinka wciaz milo nam przyswieca, wspominam sobie cichutko moje Swieta z dziecinstwa I rozne mysli mnie nachodza. I smaki! I tak wlasnie wspominalam sobie moja Ukochana Babcie Nadzie, u ktorej zawsze na Swieta byl: sernik, piernik i miodownik. Smak sernika chodzi za mnai i chodzi i z glowy mi nie chce wyjsc. W naszym domu, naszym….jakim naszym? W moim Domu Dziecinstwa na Wigilje byly zawsze dwa serniki: na zimno - bo ja lubilam, “wiedenski” bo Mama i moja Siostra za nim przepadaly. Tatus byl i jest wszystkojedzacy, choc pierniczkow zabraknac nie moglo, i to wlasnie on najczesciej z moja Siostra je robili. Ja na Swieta pieke piernik, choc zaczelam od paru lat dorzucac swiaze owoce zurawiny i ten lekko kwaskowaty accent dodaje mu uroku, albo raczej smaku. Sernik robie ostatnimi laty “wiedenski”, i choc wszyscy chwala, to mnie zawsze smak rozczarowuje. No bo we wspomnieniach to nie taki byl. A teraz dolaczyl mi sie jeszcze ten Babciny sernik do wspomnien i ni jak spokoju nie moge zaznac. Babci nie ma juz z nami dlugo…oj dlugo. A Babcia to byla prawdziwa Babcia. Z ogrodem, konfiturami wisniowymi, wozeniem z kart i opowiesciami o duchach. Moja Babcia Nadzieja. Sernik byl prostokatny z tzw dolem i gora (w przeciwienstwie do mojego, ktory jest tylko samym sernikiem) no I oczywiscie mial rodzynki. Duzo rodzynek. I chyba tez skorke pomaranczowa. Nie mam najmniejszego pojecia jak go zrobic. Przeszukuje internet i staram sie przypasowac zdjecia internetowe do wspomnien… Gdyby ktos z Was mial wyprobowany przepis “babciny” to byla bym bardzo wdzieczna za przeslanie, tudziez link.

Nasz tradycyjny Wigilijny sernik.

Piernik Wigilijny

niedziela, 25 grudnia 2016

Druga czesc Swiat.


O 6:47 dzis rano Victorek wskoczyl nam do lozka informujac nas, ze slyszal jak Mikolaj zjadal ciasteczka i slyszal dzwoneczki reniferow i jak Mikolaj szelesci prezentami, i wogole mamo, mamo wstan, zejdzmy juz na dol….Moj maz kochany od piatej rano w kuchni szalal. Nasuwaja mi sie skojarzenia z ta piosenke “a gdybym byl mlotkowym, w fabryce z mlotkiem szalal to co bys powiedziala, czy cos bys przeciw miala…” Zdecydowanie nie mialam nic przeciwko mezowi intensywnie szatkujacemu warzyw o 5 rano 25 grudnia, nie mniej jednak liczylam na przynajmiej dodatkowe 4 godziny snu. Lezalam w lozku obudzona tymi wszyskimi halasami i meza i Mikolaja i reniferow i tak mi bylo dobrze, ale za pare chwil Victor postwil nas wszystkich na nogi. Tak sie obawialam rozczarownia prezentami, pisalm o tym w moich poprzednich wpisach, bo z ciezkim sercem ale nie zgodzilismy sie na gry video ect. No i dobrze, wiem, ze to sie bedzie ciaglo i kiedys bedziemy musieli ustapic, ale dzis ....byl tylko usmiech i radosc. A zaczelo sie ode mnie. Oficjalnie pomimo 7 latka w domu pierwszy prezent wreczono mnie ….aparat fotograficzny! Porzadny apparat fotograficzny, ktory mi sie marzyl juz od dluzszego czasu!!!! Wciaz mam ochote skakac do gory….Odpakowywalismy te prezenty mozliwie jak najdluzej. Victor szczegolnie dluzej zatrzymal sie przy ksiazce

“Jak zostac szpiegiem”, to sa jego aktulane plany zawodowe;) a okrzyk radosci byl przy paczuszce od Babci i Dziadzi – wyrzutnia! Byly tez zabawne momety kiedy to moj T dostal dwa lewe buty od swojej mamy. Moj tesc mial za to dwa prawe w swoim prezencie, wiec sie powymieniali i wszystko sie wyrownalo. W miedzyczasie bylo gotowanie, pieczenie i wyskoki na narty. W Wigilje rano padal snieg, wiec panowie mieli w planie narty, co mi bylo bardzo na reke, bo w tym czasie milam zamiar: 1) dokonczyc pakowanie prezetow, 2) przygtowac stol wigilijny, 3) uprasowac pare rzeczy na swieta, 4) upiec piernik i sernik, 5) zrobic kapuste z grzybami, 6) lososia, 7) moje czosnkowe ziemniali i 8) dogotowac wczesniej juz przygotowane pierogi.  Czyli praktycznie wszystko…No i wlasnie jak znienacka wrocili z nart, bo snieg przemienil sie w deszcz ze sniegiem, i jak wszyscy zaczeli wchodzic do kuchni “po cos do jedzenia”, i w miedzyczasie skypowalam z Rodzicami i Siostr, ktora spedza Swiata w domu, w tym moim chaosie tak mi sie strasznie zatesknilo za domem, za byciem “u Mamy” (czyt. beztrosko i bezstresowo), wtedy wlasnie puściły mi nerwy i obudził się instyk morderczy w stosunku do meza, teściowej, praktycznie kazdego…Deszcz przestal padac, oni wrocili do nart, tesciowa poszla “sie zdzemnac”, ja
bylam gotowa ze wszystkim, nawet zdazylam sie jeszcze wyklapac…ok nie dalam rady zrobic paznokci, jesli mam sie uczciwie przyznac. W Wigilię ja, tudziez ja z moimi Rodzicami (jak przez ostatnie 2 lata) przygotowujemy Swiateczna kolacje, a 25 zamianiamy sie rolami. Glownie moj maz gotuje, bo to on jest “specjalista” od indyka, ale jego Mama tez sie udziela. Z czystym sumieniem moge pwiedziec, ze teszc sie nic nie udzilela. I kropka. W kuchni nie robi nic. Za to w tej chwili naparawia kran. Nie wiedzialam nawet ze jest popsuty. W tym roku, zamiast indyka (bo wciaz mamy zamrozone resztki ze Swieta Dziekczynienia), zdecydowalismy sie na szynke w glazurze ( nie jestem pewna czy to poprawne tlumaczenie)  z syropy klonowego…jestem tak przejedzone, ze nawet pisac o jedzeniu mi ciezko. Wyskoczylam dzis na godzinke popatrzec na Victorka, jak jezdzi na nartach, bo bardzo chcial mi sie pokazac. Sloneczko, snieg, bielelutko, swieze powietrze, wszyscy w dobrych nastrojach, bo wciaz Swieta, bardzo mile chwile. Jutro moj ostatni wolny dzien, zdecydowanie chce go spedzic  w wiekszosci poza domem.
A teraz to juz chyba czas spac. Cisza. Chlopaki spia obok mnie, reszta tez sie juz porozchodzila do pokojow (tesc wciaz przy lub pod kranem). Swieta mijaja cichutko i godnie. Mialam moment nazwijmy to krytyczny w Wigilijne poludnie, ale przeminelo. Swieta sie udaly i choc pada ze zmeczenie, to patrze na szczesliwe twarze i …warto bylo! Na moj nowy aparat fotograficzny tez patrze. Jeszcze do konca nie rozpracowalam wszystkich funkcji. Wesolych Swiat!



sobota, 24 grudnia 2016

Wigilijnie.


Wieczor wgilijniy. Powoli zapada cisza. Wiekszosc mosci sie juz w lozkach. Victor jeszcze pewnie spoglada przez teleskop przyniesiony przez Aniolka. Po kolacji i deserze wymknelismy sie w poszukiwaniu Aniolka. Serce mi sie topi jak widzialam mojego Misiastego przedzierajacego sie przez snieg z latarka, podswietlajac sobie droge i tropiac …no wlasnie Aniolka. Nie bylsmy wknocu do konca pewni czy przyjdzie. Wracajac spowrote do domu, dobiegl nas dzwiek dzwoneczka, a jak dopadlismy drzwi to przy choince lezaly prezenty (jak to  Victor stwierdzil w "magicznym papierze"), ale ani sladu po Aniele! Znow nie udalo sie nam go zobaczyc! Choc Victor twierdzi, ze w zeszlym roku widzial “ognisty slad” na niebie:) Oooo jak bym chciala zatrzymac czas! 

Wigilia minela, a ja szczesciara mam jutro drugie swieto. Tym razem wersja “amerykanska”. Czy Mikolaj zawita?….skarpeta na prezenty wsi, ciasteczka dla Mikolaja czekaja. Bylismy wszyscy bardzo grzeczni w tym roky, a przynajmniej, staralismy sie.


Chcialabym Wam wszystkim zyczyc wspanialych Swiat. Rodzinnych, radosnych, pelnych tych chwil kiedy lza szczescia kreci sie w oku, “klatka stop” robi zdjecie i przechowuje w sercu na dlugo. Choinka, swiece, Rodzina obok mnie, ale tez dalej i jeszcze bardziej dalej, najwazniejsze, ze JEST.  Przelamuje sie z Wami oplatkiem, cieplutko pozdrawiam i przesylam zyczenia Wesolych Swiat z mojego Domu do Waszego, od mojej Rodziny do Waszej.

Prezenty of Aniolka w "magicznym papierze".

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Berlin z ostatniej chwili.

Powaznie sie zastanawiam czy po prostu nie przestac ogladac wiadomosci. Berlin….Kocham to miasto. Tam poznalam mojego meza, tam sie zakochalam. Nasza pierwsza randka w kafejce “Bilderbuch”, tam tez wracamy jak mozemy najczesciej. Choc nigdy nie mialam okazji odwiedzic Bozenarodzeniowego kiermaszu akurat w Berlinie, nigdy nie opuscilam go podczas 15 lat spedzonych w Monachium. Nikt nigdy nie opuscil. Weihnachtsmarkt - to jedna z najpiekniejszych Niemieckich tradycji. Stragany, dekoracje swiateczne, recznie robione drobiazgi, pierniki w ksztalcie serca, zapach grzanego wina i prazonych migdalow, i ogromne pieknie przystrojone choinki. Najczesciej w sercu miasta. Tak jak i tym razem. Na Kurfürstendamm w centrum Breitscheidplatzu obok Kościóła ku Pamięci Cesarza Wilhelma, znanego po prostu jako Gedächtniskirche (“Kosciol Pamieci”), ktorego uszkodzona wieża została zachowana ku pamieci i przestrodze. Dzisiejszego wieczoru ciężarówka (skradziona w Polsce !) wjechala się w zatłoczony kiermasz, zabijając 12 osób i raniąc 48 innych. Wciaz nie widomo co sie wydarzylo, ale podejrzewa sie kolejny zamach terrosystyczny. Incydent przpomina zamach w Nicei we Francji, kiedy to 19 tonowy smochod zabil i zranil ludzi którzy zebrali się, aby oglądać fajerwerki na Dzień Bastylii. Na internecine Islamskie grupy terrorystyczne zachęcaja swoich rekrutów to korzystania z pojazdow jako broni.
To kolejny zamach w Niemczech w przeciagu ostatnich 12 miesiecy. W lipcu tego roku Syryjski samobójca ranil 15 osób podczas ataku na festiwalu muzycznym w Ansbach, przysiegajac na wiernosc Islamu. Kilka dni wcześniej, dziewięć osób zginęło w Monachium przez 18-letniego zamachowca z podwójnym obywatelstwem niemieckim i Iranskim, jego motywy byly niejasne. Cztery dni przed, nastolatek, Afganski uchodzca, uzbrojony w nóż i siekierę, najwyraźniej zainspirowany ISIS, zabil pięciu pasażerów w pociągu, w Bawarii. W czerwcu 3 Syryjscy mężczyźni zostali aresztowani pod zarzutem planowania ataku terrorystycznego w Dusseldorfie w imieniu ISIS. W maju mężczyzna zabił jedną osobę, i ranil trzy inne w ataku nożem stacji kolejowej w Bawarii. Świadkowie twierdzili iz atakujący krzyknal "Allah akbar" i "Niewierni musza umrzeć", choc służby wywiadowcze nie powiedzily związku między nim a siecia islamistyczna....
W tym samym czasie Niemcy przyjely prawie 900 tysięcy imigrantów. Podobne zamachy obserwowane sa w sąsiedniej Belgii i Francji.


To sa przerazajace fakty. Wysylam maile do znajomych, i ciesze sie ze sa w porzadku. Kathrin i Mark w Berline oczekuja na swoja pierwsza coreczke ktora ma sie urodzic w marcu….Swieta nadchodza…Czemu tyle nienawisci w ludziach?







niedziela, 18 grudnia 2016

Ze szpitala do szpitala.


Plany spelzly na niczym. Wrocilam z dyzuru i praktycznie pojechalam spowrotem do szpitala, tym razem w roli pacjenta. Tzn  pacjentem byl moj Misiasty, ale to bez znaczenia, bo jego bol to i moj. Byla to nasza druga wizyta na pogotowiu w przeciagu 4 tygodni, a czwarta konsultacja z lekarzem. Dokladnie przed miasiacem, w przeddzien urodzin, Victor dostal goraczke. Myslelismy, ze to z podniecenia urodzinami, ktorymi sami tez stresowalismy sie. Wyprawialismy je po raz pierwszy w nowym miejscu zamieszkania, z nowa klasa i balismy sie czy dzieci przyjda i jak to wogle wypadnie. Wypadlo super, ale nie o tym. Na dzien przed urodzinami milelismy pierwsza goraczke, i ja dla pewnosci skonsultowalam sie z lekarzem, czy nie ma nic zakaznego, zeby nikogo nie pozarazac. Powiedziano nam ze wszystko w porzadki, a goraczak jak to u dzieci, minie. Faktycznie minela nastepnego dnia, urodziny sie odbyly. Po czym wrocila i trzymala Vctorka przez 8 dni pomimo podawanych lekarstw. Doszlo do zapalenia pluc i musielismy przejsc 2 serie antybiotykow. 2 tygonie spokoju…prawie spokoju, bo oczywiscie katar, kaszel typowy dla sezonu pazdziernik-kwiecien. Wiekszosc dzieci jest “pociagajaca”. Od piatku Victor skarzyl sie na ucho, ale nie mial goraczki. Nauczona doswiadczeniem dwalam srodki przeciwbolowe. Wczoraj na dyzuze, ale po powrocie z pracy z gory wiedzialm, ze dobrze nie jest. Victror poplakiwal, nie mogl spac, bol byl prawie przez czaly czas. Pojechalismy zaraz na pogotowie gdzie zdjagnozowano pekniecie blony bebenkowej. Podczas wizyty Victor dostal pecherzyki na skorze, na przegubach obu dloni i to sie praktycznie powiekszalo na naszych oczach…Po polsku to sie chyba nazywa pokrzywka, obrzek skory…w kazdym razie ja plakalam z nim. Srodki przeciwalergiczne, kolejne antybiotyki…

sobota, 17 grudnia 2016

Szalom alejchem (hebr. ‏שָׁלוֹם עֲלֵיכֶם)‎

Chcialabym powiedziec, ze to byl moj ostatni dyzur w tym roku, ale niestety moj ostatni bedzie prawdziwie ostatni bo w Sylwestra. Niemniej jednak juz sie Swiatecznie nastrajamy. W tym roku niestety bez moich Rodzicow. Coz, nie moge narzekac, bo ostatnie dwie Wigilije spedzilismy (prawie) razem. Z moimi jak i z T rodzicami. W tym roku moja Siostra przylatuje z Londka (jak po naszemu nazywamy Londyn) do domu, a do nas przylatuje tesciowie z Teksasu. Wciaz sie zmagam z menu, ale to jest raczej przyjemny problem.  Jutro lukrowanie i dekorowanie ciasteczek. A jak zdaze to upieke jeszcze Linzer. Chcialabym tez siasc razem z Victorkiem i zrobic pare recznych dekoracji swiatecznych. A szczegolnie taka duuuuzzzzaaa gwiazde.


W zeszlym tygodniu poszlismy na inscenizacje “Nocy w Betlejem”. Kolezanak z pracy nam to zapropnowala i poszlismy, szczerz mowiac nie wiedzac co nas czeka. Juz przed Kosciolem palilo sie ognisko, a przy nim stali (przemarznieci)  Trzej Krolowie. Przy wejsciu dostalismy, kazdy z nas sakiewke z monetami. Zaintrygowani poszlismy dalej. W ogromnej sali z po czesci  “stajennym zapachem” byly postawione imitacje malych straganow, zagrod i domkow….po prostu miasteczko Betlejem.  Samo słowo „Betlehem” znaczy po hebrajsku „dom chleba”, jest połączeniem dwoch słów hebrajskich: bet, oznaczającego dom, oraz lehem – chleb. Wiec jak na dom chleba przystalo centralne miejsce zajmowala piekarnia gdzie moglismy usiasc i wysluchac jak w dawnych czasach wygladala wieczerza. Jak rowniez poczestowac sie kawalkiem chleba i oliwkami, ktore sporzylismy po wspolnie odmowionej modlitwie po hebrajsku. Byla zagroda z prawdziwymi zwierzetami i zaklad stolarski gdzie moj Victorek z radoscia wbilal gwozdzie w lawki na ktorych potem moglismy usisc w “pobliskiej piekarni”.  Byl stragan z welna gdziem mozna bylo sprobowac tkac, stoisko z koralikami gdzie dzieci robily bransoletki, stragan gdzie robiono deser baklawa i stragan z owocami. Wykonawcy tego pomyslu  jak i wiele dzieci bylo przebranych w stroje tamtejszych czasow. Dzieci na podlodze bawily sie prostymi drewnianymi zabawkami urzywajac suszone nasiona jako pionki do gry. Moje uwage przyciagnal stragan z przyprawami, gdzie mozna bylo w drewnianym moździerzu zmielic nasiona tworzac wspaniale kombinacje smakowo-zapachowe. Ale milalam ucieche!  Placac moneta (otrzymana przy wejsciu)  przyprawa byla pakowana w plocienna szmaktke i przewiazywana sznureczkiem. Byla tez oczywiscie szopka w glownym miejscu, z “prawdziwym Dzieciatkem”, jak rowniez po sali chodzili zolnierze Cezara Augusta. Wokol rozbrzmiewala muzyka, przerywana spiewm zebranych. Wszyscy poddzali sie nastrojowi, rozbrzmiewaly pozdrowienia  Szalom alejchem (hebr. ‏שָׁלוֹם עֲלֵיכֶם)‎ co oznacza „pokój wam”, a na co odpowiada się najczęściej alejchem szalom (hebr. ‏עֲלֵיכֶם שָׁלוֹם‎) – „i wam pokój”. Powiedziano nam ze “Noc w Betlejem” jest organizowana juz od 10 lat i staje sie coraz bardziej popularna. Nawet nie zdazylismy wyjsc jak Victor zapowiedzial sie juz ze tu wroci w przyszlym roku.  

Do wszystkich Was moi drodzy i do Aleppo -  szalom alejchem.  



Kombinacja ktora mnie zachwycila to
mieszanka: szalwia, kolendra, gozdzik,
 cynamon i kardamon.


czwartek, 15 grudnia 2016

Aleppo...brak slow.

Piekne Aleppo....

Nie moge sie skupic w pracy, wciaz zagladam do internet, spawdzam wiadomosci. Jesli wierzyc The Thelegraph Syryjska armia chodzi od domu do domu i dokonuje egzekucji na tych ktorzy pozostali. Gina dzieci, kobiety, wszyscy. Okolo 100.000 ludzi wciaz w pulapce, odcietych od swiata. Prosby o otworzenie humanitarnego pokojowego przejscia zostaly zignorowane. Aleppo ginie na naszych oczach a nasze osiagniecia technologiczne na ironie losu pomagaja nam sledzic w doslownym sensie ludzkie dogorywana. Na socjalnych mediach mamy “real” sytuacj i pozegnalne slowa mieszkancow Aleppo. Kiedy zachodni swiat szaleje na przedswiatecznych zakupach Białe Hełmy czyli Syryjskia Obrona Cywilna przyznala sie, ze “juz nic wiecej nie mozemy zrobic, bomby spadaja na nas w tej chwili jak do was przemawiamy…” Mielismy  Kambodze, Bosnie, Rwande i za kazdym razem wydawalo sie, ze to juz ostatni raz i ze wyciagnelismy wnioski, ale historia lubi sie niestety powtarzac.  Swiat jest “poruszony”, “zaniepokojony”, “wstrzasniety”.  Niestey te przymiotniki nie sa pomocne, to przyslowiowe puste slowa. Dokladnie tak jak powiedzial Raed Al Saleh: “Ludzie giną od bomb, i dopóki one spadają, ludzie będą ginąć. Wszystkie pieniądze świata nie uchronią dziecka przed śmiercią, gdy wybucha bomba, nie ocalą rodziny ani nie zapobiegną radykalizacji tysięcy młodych ludzi. Jedyne, co może pomóc, to zaprzestać zabijania”.
Widze buzie mojego synka w twarzach tych bezbronych dzieci i moge tylko zacisna piesci. Nawet nie mam zlosci na Putina, Chiny….nie warto. Modlmy sie o cud dla Aleepo.



niedziela, 11 grudnia 2016

Wszystkiego po trochu


Praca w weekend powinna byc stanowczo zabroniona! Ufff…juz mi smutno, ze w nastepny weekend bede musiala pojsc do pracy zamiast celebrowac kazda chwile Adwentu.  Oczekuja mnie dwa 15 godzinne  dyzury w tym tygodniu.  Staralam sie jak moglam zaplanowac wszystko z wyprzedzeniem, tak ze ma wrazenie ze troszke i samo “celebrowanie” wymknelo mi sie spod kontroli, bo staralam sie wcisnac i dopasowac wszystko w grafik.  A tak sie po prostu nie da. Pozwolilam, zeby czas przejal nade mna kontrole i do tego padlm ofiara perfekcjonizmu. Ja, ktora sama pouczam pacjetow, ze na zdjeciach,  na facebooku, u innych ludzi, wszystko zawsze wyglada cukierkowo, a zycie jest poprostu…. cudownie inne, piekne bez perfekcji, zagalopowalam sie. Tak….z tym perfekcjonizme to sie sama zmagam od zawsze. Pierwsze lzy adwentwe poplynely  przy choince. Victor wybral drzewko, mialm wrazenie ze troche pod wplywem T, bo chlopaki to “straszni koledzy” ostatnio. Coz sie dziwic, ja w pracy non-stop, to szala sie przechylila na T.  Ja chcialam wyzsza choinke, ale oni podjeli taka decyzje. Wiec plakalam sobie pocichutku w drodze do domu, tak zeby Victorek nie widzial, ale mi strasznie, strasznie przykro bylo. T pochloniety kierowaniem “udawal” ze nie widzi; wiec mi bylo jeszcze przykrzej. Skonczylo sie okropna migrena i z perfekcyjnie zaplanowanego dnia zostaly marne resztki. A byl to moj jedyny wolny dzien, w pierwszy adwentowy weekend, no bo oczywiscie duzur. W ten weekend nie pracowalam i tak naprawde bylo milo, tylko mialam “ciasteczkowe przejscia” i nie zdazylam polukrwac i ….oj…..chyba tak na prawde to trace glowe….a wiec to tak…Victor wciaz wierzy w Swietego Mikolaja. To jest takie slodkie i kochane, ze az mi sie plakac chce. Chwilo trwaj!!!!! Niestety jego lista zyczen do Mikolaja, jest absolutnie nie do zaakceptowania. Moje dzieck zazyczylo sobie: Nr 1.konsolę Xbox One, Nr. 2Jurasic park gre video, Nr. 3 Star wars gre video. Niestety zadnej z tych rzeczy nie dostanie, bo nie zgadza sie to z moimi/naszymi rodzicielskimi wartosciami. Delikatne sugestie typu “nie sadze, ze Mikolaj przyniesie 7 letniemu chloprzykowi gry czy konsole video” koncza sie klotnia i placzem. No bo wszyscy jego koledzy maja…..I chyba tak naprawde moje zszarpane nerwy to wlasnie z tego powodu, bo juz boje sie rozczarowanie pod chinka….no it te duzury….No i nie zdazylam polukrowac ciasteczek!!!!!!

Jest niedziela, juz po 23 i tak naprawde to powinna isc spac, a mnie zal.  Kolejny Adwentowy weekend mija, chciala bym sie tak trwac i trwac, i nie myslec zypelnie o niczym.


Zdjecie z przedstawienie "Noc w Betlejem"
na ktore to wybralismy sie wczoraj.


piątek, 9 grudnia 2016

Grudzień.

Widok z okna

Grudzień. Swieta. Oczekiwanie. I przygotowania. I Rodzina i snieg. I wszystko razem. Moj ulubiony miesiac, moj ulubiony czas. Z jednej strony odliczam dni do Swiat, z drugiej strony, wcale mi sie nie spieszy. Oby grudzien trwal tak dlugo jak tylko sie da!  Grudzień powital nas w tym roku jak na grudzień przystalo, prawdziwa zima. Bardzo prawdziwa. Zasypalo nas przez noc, a w nastepny dzien zamkieto szkoly, bo wiekszosc drog byla wciaz nieprzejezdna. Z Victorkiem oczywiscie ruszylismy w sniegowa akcje. Mielismy juz wiec naszego pierwszego w tym sezonie balwana, ktory w miedzyczasie juz przeszed to roztopionej balwaniej historii.

Przygotowania do Swiat juz rozpoczete. Choinka w tym roku....własnoręcznie ścięta. Przezycie fantastyczne (choc nie obylo sie bez lez, ale o tym za chwile). Pojechalismy na farme choinek. Moglismy sobie pochodzi, obejrzec drzewka, sami wybrac, powdychac zapach iglastych drzewek i nacieszyc sie widokami okolicznych gorek w ten sloneczny choc mrozny dzien. No i samemu ściac drzewko. Victor byl bardzo przejety niesieniem piły. Choinka dojechala do domu, slicznie ubrana i prezentuje sie wspanial. Wiem, że to dość wcześnie, ale my lubimy cieszyc sie nia dlugo, oczekujac na Święta.  Mieszkanie udekorowane, kartki wyslane dzis rano - najwazniejsze te do Europy, zeby doszly na czas. Paczka z drobnymi prezentami dla Rodzicow I Puchatkwej Rodziny (mojej malej i jedynej i najlepszej siostry) wyslana.

Elf rowniez powrocil, juz po raz trzeci. Szal na Elfa opanowal Ameryke przed paroma laty, na podstawie ksiazeczki “Elf z półki” ("Elf on the shelf") i wciaz trwa. Elf to mała postac w czerwonym kombinezonie i długiej czapce z pomponem podobnej do czapki św. Mikołaja. Każde dziecko ma swojego elfa, który codziennie obserwuje je z ukrycia, najczęściej z jakiejś półki. Wieczorem, kiedy dziecko pójdzie już spać, elf udaje się na biegun północny, do św. Mikołaja, i zdaje mu raport. Na tej podstawie św. Mikołaj decyduje potem, które dzieci zasługują na present, a które nie. Najwieksza tajemnica Elfa jest oprocz faktu, ze widzi i wie wszystko, nawet co sie dzieje poza jego zasiegiem wzroku, to to, ze nie mozna go dotknc. Wtedy straci moc i kontakt ze św. Mikołaj. Dlatego wlasnie preferuje siadac na wysokich półkach, choc nie tylko (fantazja nie zna granic J). 24 grudnia Elf odlatuje na ostatnia rozmowienie sie ze św. Mikołajem i powraca dopiero 1 grudnia nastepnego Roku. A wiec nasze poranki zaczynaja sie od poszukiwania Elfa, ktory co noc leci do św. Mikołaja, a powraca wczesnym rankiem, najczesciej na inne miejsce w domu, a potem przychodzi pora na “okienko” w kalendarzu adventowym. No i jak tu nie lubiec grudnia!
Na nadchodzacy weekend: wielki plan “ciasteczkowy”.