poniedziałek, 14 lipca 2014

Stare domy mówią

Stare domy mówią. Do nas. O nas. O nich. O tych - co tu byli. Przyszli, przeszli, nie wrocili. Szepcza cicho swa historie przemijania.

Dom, charakterystyczny dla Cambridge w  Nowej Anglii.
Wynajmujemy parter domu na ulicu Zielonaj, niedaleko od harvardzkiego kampusu. Pierwszy wlasciciel, ktory byl farmerem, okolo1865 roku, wybudowal maly domek, ktory teraz stoi na tylach posiadlosci. W miejscu gdzie stoi dom w ktorym mieszkamy byl jego ogrod wrzywny, z ktorego sie utrzymywal. Okolo 1900 roku ogrod zlikwidowano, a w jego miejscu zostal wybudowany dwupietrowy dom. Od poczatku ubieglego stulecia, dom przechodzil z rak do rak, ale zawsze pozostawal zwiazany z Harvardem. Tzn znieniali sie wlasciciele pierwotnego “malego” domku, a dwupietrowiec byl wynajmowany harvardzkim wykladowca, studenta tudziez goscia. Niewiel sie od tego czasu zmienilo. Obecni wlasciciele Rika i Cherles, kupili ten dom od pana Browna (wlasciciela przez prawie 50 lat) na pocztku lat osiemdziesiatych i kontynuuja tradycje. Parter - zawsze na dluzszy wynajem (minimum 2 lata), pierwsze pietro – na krotsze okresy 6 -12 miesiecy. Drugie pietro ostatnimi laty zajela sama Rika z psem, a maz Charles pozostal w pierwotnym domku. Nie, nie sa w separacji, choc maja swoje problem (a kto ich nie ma?). Taki uklad im po prostu odpowiada. Rika i Charles - osoby jedyne w swoim rodzajau. Bostonska bohemia – jak lubie ich nazywac. Po szesdziesiatce, oczytani, zaangazowni politycznie. Rika – amerykanka, ale wychowala sie we Wloszech, pochodzi z rodziny znanych architektow. Charles,  bez wyksztalcenia, ale skarbnica wiedzy. Choc nie szarzuje  nie zapytany. Odnajdzie sie w kazdym towarzystwie. Ona, wychowna w podrozach (rodzice realizowali swoje projekty w roznych krajach), do dzis jezdzi po swiecie.  On - tylko jak musi. Woli zacisze domu, gazete i sport w telewizji. Zawodowo, nie ma rzeczy ktorych nie robili. Posiadali galerie sztuki; tak sie zreszta poznali. Ona byla wlascicielka galerii, on dostawca obrazow. Ona stwierdzla, czemu nie. 8 lat mlodzsy, a niech tam, krotki letni flirt….. Pracowali w telewizji. Prowadzili sklep z kowbojskimi rzeczami - raczej niezbyt popularne tu, w konserwatywnej Nowej Anglii, ale wlasnie, oni nie sa knserwatywni. Obecnie Charles restauruje domu, te wlasnie starusienkie egzemplarze tu w Cambridge. Ma niezla renome i moze przebierac w klientach. Jest raczej “reka” w tych zamowieniach  niz “mozgiem”, niemniej jednak pytaja o niego architekci , ktorzy maja swoje wizje np szklana podloga, a on im te marzenia przeklada na rzeczywistosc. Zdjecia tych domow mozna potem znalezc w gzetach, internecine. Rika nie pracuje juz. Jak sama mowi, zapytana na wykwintnych imprezach o to co robi, odpowiada: “nic, nie robie nic, n-i-c, nic z czystym sumieniem”.  Zawsze wywoluje tym niemala konsternacje. Ludzie mysla, ze to jest zart, a potem sie dyskretnie wycofuja, bo nie wiedza co powiedziec, jak rozmwiac z osoba ktora nie robi nic. O jakze sie myla! Dlugie rozmowy, dyskusje z Rika i Charlesem w letnie noce przy nie jednym  kieliszku wina….porzywka dla duszy. Bardzo ich lubie, bardzo. Sa inspirujacy. “Nic nie robiaca” Rika bardzo udziela sie politycznie - sa zagorzalymi przeciwnikami partii republikanow, organizuje od lat muzyczne obozy letnie, pomaga przy dzieciach wszystkim wokolo, i strsznie dba o ogrod. Uczciwie i ze smutkim przyznam - nie widac tego. Rika sie strasznie napracuje, na pewno tez niemalo kosztuja te wszystkie roslinki co zwozi z roznych sklepow. Zakwitnie i owszem wyglada ladnie  przez chwile, ale nie chce sie przyjac. Na nastepna wiosne Rika zabiera sie do prac ogrodowych z nowym zapalem od poczatku  - syzyfowa praca.. Niewiele tez tego ogrodu jest i przez ten “nowy” dom ( z 1900 roku ) wiecej tu cienia niz slonca.

Dom. Rika jest bardzo duman z tego starego domu i na pewno na “amerykanskie “ warunki, to jest na prawde stary dom. Kochana Rika usiluje na sile utrzymac wszystko co stare, tylko….to nie funkcjonuje. Ciezko doszukac sie juz tego “antycznego” piekna. Ja doceniam starocie, jako corka archeolopga z krwi i kosci kocham, respektuje i szanuje pamiatki, ale….powoli zyc sie nie da.  Skrzypiace podlogi, skrzypiace dzrzwi – dobrze - moze to ma jakis urok. Niedomykajace sie szuflady (komoda wbudowana w scianie )  – “sliwa na udzie” nie znika, bo co prawda mieszkamy tu juz 7 lat, co troche sie potykam. Okna….Rika wpada do nas i zachwyca sie:”popatrz na te nierownosci na szybie, juz takich nie robia, te szyby maja 100 lat”. Po pierwsze: ja tych nierownosci nie widze. Po drugie: ja w ogole malo co przez te szyby widze, bo sie ich nie da umysc. Sa to podwojne okna, ktorych nie da sie rozkrecic, a niektorych nie da sie otworzycz, bo wisza na jakis dziwnych lancuchach, ktore juz dawno przerdzewialy. Po trzecie: w zimie sa oblodzone!  Od srodka! Bo ogrzewanie w tym domu tez z zeszlego wieku! Nagle wydobywa sie okropny dzwiek  z rur i fala cieplego powietrza wraz z kurzem z piwnicy przechodzi przez dom, a potem dlugo nic. W kuchni w ogole nie ma ogrzewania, wiec jak w zimie  wchodze rano do kuchni to widze swoj oddech ( pocieszam sie wtedy, ze takie temperatury lepsze dla mojej cery). Duzo by wyliczac takich “niuansow”:  woda w piwnicy po kazdym deszczu, niestykajce kontakty, wybijajace korki, MOLE!!!... Ale, tez ma nasze mieszkanie swoj urok. Zakamarki, ukryte szafy, “niby kominek”, wykurze. Siedze sobie wlasnie w pokoju o ksztalcie niewiadomy. Jest w nim siedem katow, podoba mi sie to. Niemowiac juz o polozeniu - centrum Cambridge, lecz cicho, duzo parkow dla dzieci w poblizy, 5 minut do rzeki, 3 minuty do autobusu, 10 do metra. No i jest nasza Rika i Charles, dla nas wiecej niz wlasciciele. Bardziej jak Rodzina ktorej nie ma w poblizu.
 
Kocham to nasze mieszkanko. Wiem, ze jestesmy tu na momet i przyjdzie dzien kiedy sie wyprowadzimy. I tak jestemy tu juz dluzej niz planowalismy.  Jestem juz wlasciwie  gotowa na cos nowego, lepszego . Ale wiem, ze czesc mnie na zawsze pozostanie na ulicy Zielonej. My tutaj wlasnie jako para dojrzelismy. Wczesniej nasz zwiazek byl relacja  Monachium-Berlin, a potem Monachium - Boston. Tutaj T oswiadzczyl mi sie. Tu spelnilio sie moje marzenie o macierzynstwie. Tu Victorcio usmiechna sie do mnie po raz pierwszy.
To nasza historia, ale nie pierwsza i nie ostania domu nr 616 na ul. Zielonej.  Nasze mieszkanie na parterze Rika i Charles nazywaja “inkubatorem szczesliwych malzenstw”. Czary starego domu dzialaja i wprowadza sie para, a wyprowadza szczesliwa rodzina juz nie pierwszy raz. Za to pietro nad name wprost przeciwnie - klopoty, klotnie, dramaty, roszczenia, ludzie przerywaja kontrakty i wyprowadzaja sie wczesiej niz zamierzali….Hm…ciekawe.


Moze szron na oknie to jakies ukryte przeslanie, a podlogi trzeszcza opowiastke z przeszlosci? Stary dom zyje i mowi do nas. Wpisuje nasza historie w swoje sciany. Kiedys tez bedzie mowil i o nas...



2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak przeczytasz to prosze usun ten dlugi komentarz, napisze wtedy cos mniej intymnego a bardziej rzeczowego!

    OdpowiedzUsuń