czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozpadło się

Rozpadło się….. nie tak mialo byc. A jak? Coz… inaczej. Lzy, rozpacz, smutek..hmmm….i jakies inne dziwne uczucie. Tyle lat pracy i co? Przyslowiowa “reka w nocniku”? Pozwolilam sobie na dwa dni rozpaczy. Umiarkowanej rozpaczy, jako, ze mąż znowu na wyjezdzie. Po przeczytaniu sadnego maila, na ktorego czakalam od wrzesnia zeszlego roku, odliczajac doslownie dni, godziny, minuty i sekundy – tzn. computer odliczal za mnie, a wiec przeczytalam tego maila i rozplakalam sie bardzo, co strasznie wystraszylo moje dziecko. Troche mi zajelo zeby wymyslec historie, ze mama ma “boo boo” na kolanie i dlatego placze, co przemowilo do rozumu mojego czterolatka. I tak, plakanie ze wzgledu na stluczone kolano bylo jak najbardziej na miejscu. Niemniej jednak staralam sie potem juz opanowac.


Ponoc “szczęście w nieszczęściu” i “nic nie dzieje się bez powodu”, i “kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno” …taaaaaaaaaakkkkkkk….to niby tak jest i ja w to wierze. Tylko wybiorczo. Czasowo wybiorczo. Tzn powtarzalam (i powtarzam) sobie ta mantre, a kladke piersiowa w tym czasie przejmowal dziwny skurcz i brakowalo mi oddechu. Coz diagnozy nie postwie. Skoro nie przyjeli mnie do szpitala, doktorowac sie sama tez nie bede. Jak na razie!!!! Bo to nie koniec. To poczatek. “Wędrówką jedną życie jest człowieka. Tylko ja juz tak bardzo chialabym dojsc, wyciagnac sie wygodnie i zaczac zyc bez terminow, egzaminow, podan, rozmow kwalifikacyjnych, nostryfikacji ect. Przypomina mi sie wrozka, ktora kiedyc powiedzial, ze w moje imie, nazwisko czy konstelacja gwiazd w momecie urodzenia, oznaczaja “nauke”. Coz, zaprzeczyc nie moge. Pamietam moje 30 urodziny pod haslem “lepiej 30 niz 15, bo do szkoly nie trzeba juz isc”….oooo jak bardzo sie mylilam. 


Ale kiedy to tak po tym sądnym dniu, kiedy poinformowano mnie, ze nie przyjma mnie teraz na rezydenture ( kolejna z koleji, bo jak to fajnie byc rezydentem, nie spac przez 3 lata i harowac za grosze), a wiec jak odprowadzalam Victorka do przedszkola z mysla, ze za chwile w koncu zostane sama, i w koncu sie bede mogla wyplakac, i usmarkac, i porozrzucac chusteczki wokolo, i byc taka biedna, bo tak mi strasznie, zle, bo tak mnie skrzywdzona, a ja taka rewelacyjna jestem….to jakos wszystko minelo. Slonce wyszlo. Co prawda za pare dni spadl grad, ale w tym momecie swiecilo slonce. I choc usilnie probowalam wrzucic kanal “biednej i skrzywdzonej” nie udawalo mi sie. Caly czas myslalm o wszystkich ktorzy byli ze mna w tym dniu i trzymali kciuki, i o wszystkich zatroskanych mailach, telefonach, Rodzicach, Puchatku, kolezankach, ktore wpadly zeby pocieszc, zeby usiasc ze mna. O kwiatkach i czakoladkach, ktore zostawily przed dzwiami domu na pocieszenie. I wracala energia i natretna mysl, “zrob to”, “zrob to co chcesz”, to jest ten czas. To jest twoj czas. A wiec do walki! (znowu…)

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Agni, dzieki Kochana. nieraz mnie energia az rozsadza, a nieraz....zalosc i strach...

      Usuń
  2. Nie piszesz nic ostatnio... Szkoda... Mysle Co u ciebie?

    OdpowiedzUsuń