niedziela, 20 kwietnia 2014

Wielkanoc, nasza jedyna.



Udaly sie. Tak mysle. Mam ta wewnetrzna sadysfakcje, ze przygotowalam je, tak jak moglam najlepiej. Co prawda nie upieklam mazurka, tak jak planowalam, a wiekszosc rzeczy zrobil za mnie “Baltick Deli”, niemniej jednak ciesze sie. Przede wszystkim byl czas oczekiwania na Wielkanoc. Odliczania dni - "Mami, czy dzis sa juz swieta?" Udekorowlismy mieszkanie ("Mami, ja tak lubie dekorowac mieszkanie"- miód na serce). Stoi forsycja obwieszona jajkami, stoja zajaczki, kurczaki ect. Pomalowalismy jajaka. W zeszlym roku udalo mi sie skoncentrowac uwage Victora przez 10 minut. W tym roku czas malowania, barwienia, naklejania ect. wydluzyl sie do 45 minut. Nawet maz pomalowal jajko, chociaz siedzial na poczatku bezradny i zdezorientowany ( bo u niego w domu sie tylko jajka farbowalo). Pojechalismy do Polskiego Kosciola na Swiecenia - co bylo zdecydowanie punktem kulminacyjnym moich Swiat. Nie moge powiedziec, ze obylo sie bez drobnych incydentow, glownie z powodu “lukrowanego baranka”. No bo dlaczego baranek ma siedzic w koszyczku? Takie logiczne pytanie. Przeciez jest stworzony wprost do zjedzenia. Dlatego tez w trakcie przygotowywania koszyczka baranek byl dosc czesto oblizywany, co doprowadzilo do zlepienia sie innych produktow Swieconki.  A w drodze do Kosciola nawet w tajemnczy sposob nadgryziony. Winowawca nie zostal odnaleziony, sprawa zostala umorzona w toku.


Jak tak patrzylam na mojego synka niosacego z wielkim przejeciem koszyczek, to serce eksplodowalo mi z milosci. Kiedys zartowalam mowiec 50% Polaka+50% Amerykanina = 100% Perfekcji. Ale…nic dodac nic ujac. Taki malutki czlowieczek, taka drobinka faceta, taka najlepsza czesc mnie i T. Victorcio sam byl bardzo podekscytowany swoja rola koszyczkowa, dzielnie przedzieral sie przez tlum w Kosciele. Uczciwie przyznaje, ze obiecalm, ze po Mszy baranek jest jego i nie musi juz czekac do niedzieli. Tak, ze zaraz jak przekroczylism prog Kosciola baranek powedrowal do buzi i rodzinne zdjecie Wielkanocne, to nasza trojka przed Kosciolem z Victorciem lizacym baranka. Moj syn rowniez utrzymuje, ze poswiecenie koszyczka zdecydowanie podnioslo walory smakowe baranka. Dzis przy sniadaniu podslyszalam, ze maz moj twierdzil, ze jakoby zrozumial o czym Ksiadz mowil…..No prosze, jaka obfitosc lask. 


Dzis byl “egg hunt”- czyli poszukiwanie ukrytych w ogrodku jajek ze slodyczami lub drobnostkami w srodku, potem sniadanie z przyjaciolmi. Podzielilismy sie Swieconka. Byla babka, moj kochany sernik, polska wedlina, biala kielbasa, chrzan ect.  Po poludniu skyp z Polska i Teksasem, wyjazd do parku nad rzeka, pierwsze lody w tym sezonie, rodzinne "gniecenie sie" przed bajka w telewizji….Leniwie, bez pospiechu, rodzinnie, milo, cieplo w sercu pomimo braku bliskiej, a jakzesz dalekiej Rodziny. Inaczej. “Troche” innaczej niz bylo w dziecinstwie. Nie, raczej “duzo” inaczej. Ale, tak samo nigdy juz nie bedzie. Chociaz nie wiem jakbym sie starala, to scenariusza nie powtorze, bo …nie ci sami aktorzy, nie ten sam plener. Dotarlo to do mnie wlasnie podczas tych Swiat. Ze nie ma co rozpamietywac, poszukiwac, doszukiwac sie smakow i podobienstw, bo to tylko poteguje smutek przemijania. Mozna tylko dac z siebie wszystko co najlepsze i stworzyc Swoje Wlasne Najlepsze i Niepowtarzalne Swiata. Swoja Tradycje. I taka wlasnie byla moja-nasza tegoroczna Wielkanoc. Niepowtarzalna!


Zycze Wam wszystkim wlasnych, niepowtarzalnych Wesolych Swiat!

2 komentarze:

  1. No wlasnie ,tworzymy swieta po naszemu, z tradycjami tylko naszymi, ktore tylko nas ciesza i ktore tylko my rozumiemy. Nowe posilki, nowe zabawy , wszystko nowe a jednak nasze.

    OdpowiedzUsuń