czwartek, 8 maja 2014

Love Actually


Juz czwartek. Majowy czwartek. Co prwada temperatura na zewnatrz jeszcze nie szaleje, za to przyroda wybuchla po zimowym wyzwoleniu. Chodze i nie moge sie napatrzec, nawachac, nadotykac, napstrykac zdjec. Kolory, zapachy, kasztalty porażaja swym pieknem, a ich zmiennosc w zaleznosci od pory dnia, swiatla, slonca czy nawet deszczu po prostu zniewala.  Nie moge nie byc szczesliwa, modlitwa sama mi sie uklada w glowie. Wdziecznosc za bycie tu i teraz, za bycie czescia tej misternej kostrukcji Wszechswiata, za wolnosc, za milosc, za rodzine daleka i bilzasza. Za to ze moge czuc, chlonac i dawac.


Zeszly weekend spedzilismy bardzo milusinski. Wyjazd za miasto do znajomych i ich
wspanialego domku na tzw. “baby-shower” - impreze powitalna na czesc majacego sie wkrótce narodzic dziecka. Zaproszeni przywożą ze soba prezenty dla dziecka, jedzenie, a przyszli rodzice rozpakowuje je publicznie i przyjmuja “dobre rady” od “bardziej doswiadczonych i juz po przejsciach”. Bardzo mila forma spotkania.  No bo jak sie nie cieszyc w obliczu takiego szczescia.  Tym razem w roli glownej Lucy i Fin.  Ich coreczka  Lula Perła ma sie urodzic 22 maja. Bylo wiele smiechu,  wiele prezentow,  mniej lub bardziej romantycznych.  Choc ”romatyzm” jest dobry na spotkaniu, to w życiu codziennym na pewno
dodatkowa paczaka pieluch, wanienka, czy maszyna do zwilgotniania powietrza bardziej sie przyda. Bylo wiele rozowych ciuszkow, koronkowych majteczek, spiochow z imieniami rodzicow.  Przyznaje ze korcilo mnie bardzo pojscie w regaly po takie wlasnie prezenty, ale przypomnial mi sie moj wlasny baby shower i zostalam “rozumna, mniej romantyczna” –zestaw butelek, smoczkow i maszyna do sterylizowani ich,  buuuuu…….Ciekawie tez bylo posluchac zamierzen i pomyslow nowych rodzicow na to “jak bedzie” – “nie, my to smoczka dziecku nie damy”, “zadnych pampersow”, “tylko naturalne szmaciane pieluchy,  “ubranka tylko z tkanin naturalnych” ect.  Moglam sie tylko usmiechac, bo wiem, ze minimum polowe z tego zycie zweryfikuje. Ale bardzo, bardzo sie z wraz z nimi ciesze. Wiem jak bardzo Lucy tego dziecka pragnela.  A i Fin wydawal sie juz byc mniej przerazony.

Tak lubie takie imprezy, takie popoludnia, kiedy sama slodycz  i zyczliwosc wisi w powietrzu. Nie ma glosnej muzyki, ani przepychanki po drink. Nawet moj T uczestniczyl w rozpakowywaniu prezentow. Tak, tu moge naglos powiedziec, ze ojcostwo zmiekczylo bardzo mojego “pana, króla i władcę”.  Jak mu sie oczy nieraz swieca jak patrzy na naszego Victorcia. Cieple mile popoludnie, z pysznosciami przyniesionymi przez gosci, a glownie przez Duy ( tajwanczyka wychowanego tu w USA). Piekny ogrod naszych znajomych, szalejace dzieci i psy, przyjaciele. No i wlasnie wiosna. Wiosna radosna!  

Przychodzi mi do glowy ta angielska komedia  “Love Actually” - love actually is all around.
Miłość naprawde jest wokół nas. 

2 komentarze:

  1. Czuje identycznie to samo ! Nawet majac nieszczescia na glowie , czlowiek czuje sie szczesliwy , tak az do zawrotu glowy !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze sie Agni. Usciski i serdecznosci do Kozani!

      Usuń