poniedziałek, 3 lutego 2014

Mecz, meduzy i świszcz.

Ameryka moze znowu odetchnac! Napiecie rozladowane. Seattle wygralo! Wczorajszy mecz Super Bowlu zaliczal sie raczej do tych nudniejszych. 43-8. Sprawa byla przesadzona praktycznie od poczatku trzeciej cwiartki, kiedy to Seattle zaliczylo kolejne 7 punkty -Touch down, za pierwszym kopnieciem. Nasze party skonczylo sie - ze wzgledu na dzieci, rowniez w tym momecie i chyba nikt nie zalowal, ani tez nie biegl do domu zeby obejrzec koncowke meczu. Smieszy mnie troche ten ich Super Bowl-czyli finalowy mecz Futbolu Amerykanskiego. Jest celebrowany z ogromnym namaszczeniem. Rowniez żołądkowym. Wszystko co tluste i nie zdrowe musi byc na stole dzielcym ludzi od telewizora. Czyli wszelkiego rodzaju pizze, chipsy z serowa salsa, “skrzydelka” ( jak to Moja Mama mowi), ale te pikantne z sosem z sera “smierdzocha” i duzo, duzo piwa. Prezydent przepowiada (stara sie przepowiedziec) wynik meczu, od rana w telewizji leca reportaze o poszczegolnych czlonkach druzyny, ludzie sie odwiedzaja, co cieplejszy kawalek kraju, to obowiazkowo grill, na ulicach pustka. Co kraj to obczaj.  Jako ze bostonska druzyna odpadla w polfinale, i ze nie jestesmy z T az takimi wielbicielmi futbolu (w przeciwienstwie do bejsbolu, emocji u nas raczej wczoraj nie bylo. Nawet byl taki zabawny moment, kiedy to siedzielism wszyscy i nagle padlo pytanie: to w koncu komu kibicujemy Seattle czy Denver? Szala przechylila sie na strone Seattle, bo: mamy kolege  w Seattle, bo siec kawy Starbuck wywodzi sie z Seattle i Greace Anatomy dzieje sie w Seattle. Jedyny T byl za Denver, bo mieszkal przez jakis czas w Kolorado.  Seattel wygralo, my mielismy super wieczor i ogrom sprzatania, bo dzieci sie rowniez swietnie bawily i w swoje eksperymety naukowe, tym razem wlaczyly plasteline. Oprocz zdrapywania jej z podlogi i ubran, bedziemy musieli czyba wezwac hydraulika, bo umywalka zostala przystosowana jako statek kosmiczny  i w tym kierunku “zaplastelinowana”, i nie spalnie juz swoich pierwotnych funkcji.  

Wczorajsze do południe bylo bardzo rodzino-milusinskie. Poszlismy w trojke do akwarium. Nawet nie bylo tloku jak zwykle. Mysle, ze wiekszosc ludzi sie juz nastrajala meczowo. Obejrzelismy rybki, pingwiny, zlowie ect. Bardzo lubie tam chodzic, zreszta chlopaki tez. Fakt, ze jest tam kacik, gdzie dzieci moga wziasc do reki male kraby, muszeli i rozgwiazdy, robi to miejsce dobra rozrywka. A poza tym….patrzenie na meduzy bardzo mnie relaksuje.


No i najwazniejsze ! Wczoraj byl Groundhog Day. Wedle ludowej tradycji amerykanskiej, budzacy sie ze snu zimowego świszcz (groundhog)  Phil z amerykańskiego miasteczka Punxsutawney w stanie Pensylwania wychodzi ze swojej norki; jesli wychodzac zobaczy swoj cien, to wraca spowrotem zeby spac dalej, jesli nie zobaczy swojego cienia, wyjdzie na spacer, co oznacza, ze juz zbilza sie wiosna. To taki „ludowy meteorolog”.  Wczorajszy werdyky podany w narodowym dzienniku: “Przed nami nastepne 6 tygodni zimy”.

I zeby nie bylo, ze to jakas bajda…od rana sypie snieg!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz