wtorek, 28 listopada 2017

Thanksgiving - Friendsgiving.


Swieto Dziekczynienia minelo nam radosnie –Thanksgiving/ Friendsgiving w tym roku. Nasza przyjaciolka Jane z Bostonu wraz ze swoja 9 letnia coreczka zawitala w nasze progi. Jak juz pewnie kazdy z Was zauwazyl uwielbiam  “goscis”. Z powodow mi samej ciazklo zrozumiec, pomiono ze to moi goscie i ze nas wiecej bylo, sama kolacja Dziekczynienna odbyla sie w domu naszych sasiadow Pam i Davida. Wpadlismy tam jednego wieczoru i od slowa do slowa okazlo sie, ze sa tylko w trojke (z corka) na Thanksgivig, wiec oczywiscie prosto z mojego serca poplynelo zaproszenie. Zgodzili sie od razu, ale Pam stwierdzila, “ale to zrobmy ta kolacje u mne, jako ze dopiero co zakonczylam moj project renowacji domu”….i ja sie zgodzilam!!! Zachodzilam potem w glowe jak to sie stalo, ze powiedzial “tak”, no ale powiedzialam. Wszyscy byli zadowoleni, a ja sobie po cichutku nostalgiczne pomrukiwala….hmmmm….poraz pierwszy odkad jestesmy z T razem “nie goscimy” Thanksgiving. Choc to tak nie do konca - sie pocieszalam, bo w koncu goscimy gosci z Bostonu, a kwestia gotowania byla uczciwie rozdzielona pomiedzy dwa domy. Choc tu znowu musze pomruczec…..nie my robilsmy indyka….mrrruuu mrrruu…..Ale wyszlo swietnie. Tak naprawde w swiateczny ranek, stojac w lazience uzmyskowilam sobie, ze …mam czas! Moj grafik o dziwo nie jest napiety, nie mam listy zaplanowaniej co do minuty, zeby sie wyrobic, bo goscie zaraz przyjda, albo ze ptak w piekarniku wymaga  zaangazownia. Tzn dokladnie mowiac w kwestji ptaka to Trent sie zawsze angazuje kuchennia, a ja 100% emocjonalnie J A tak zjedlismy sobie radosne sniadanie, spokojnie popijajac kawe i nie patrzac na zegar. Victor i Jane coreczka o imieniu Winter-Zima, choc urodzona w Sierpniu! ( oj Ameryko ty mnie zawsze zadziwisz) swietnie sie dogadywali, zreszta znaja sie jeszcze z Bostonskich czasow.  Wybralismy sie nawet na krotka przejazdzke i spacer po okolicy, bo dziewczyny bylu u nas po raz pierwszy. Morozik trzymal, ale sloneczko swiecilo. Potem bylo pichcenie w kuchni T na zmiane ze mna.  Jane sobie czytala tudziez grala z dziecmi w gry planszowe. Okolo 3 po poludniu Pam zgarnela dzieci i poszli do ogrodu wyszukiwac szyki, galazki i innego rodzaju skarby do dekoracji stolu. No i wyczarowali to…
Pam I David przeprowadzili sie do Lenox z Chicago, gdzie Pam pracowala w PR corporacji Forda and David rezyserowal filmy dokumentale. Majac dosc wyscigu szczorow i make dziecko, podzczas jednych z wakcji (ponad 20 lat temu) przejezdzajac przez Lenox zakochali sie w tym miasteczku i zostali (w Ameryce to takie proste, od…przeprowadzam sie 3000 mill dalej..). Pam odnawiac stary dom ktory kupili, odkryla w sobie nowa pasje …wlasnie do restaurowania domow i tym tez sie teraz zajmuje. Doradza kliletom i pomaga w wyszukiwaniu rzeczy adekwatnych do ich zyczenia czy epoki z ktorej dom pochodzi. Nawiasem mowiac wcale niezle z tego zyje. A David uczy historii i polityki w pobliskim gimnazjum. Projekty Pam najczesciej trwaja dlugo, bo wyszukiwanie i sprowadzanie mebli/przedmiotow/tapet/ negocjownaie trwa nieraz i latami. Np ostanio z wlascicielami  baru na Hawaiach o lampe, ktora podejrzewam byla dla wlasciciela bez znaczenia, dopoki sie nia jakas Amerykanka nie zainteresowal.  

Tak wiec Pam od jakiegos czasu zmienia swoj normalny salon w salon Tiki. Nie wiem czy jest jakies tlumaczenie na polski jezyk slowa tiki. Kultura Tiki to XX-wieczny temat używany w polinezyjskich restauracjach i klubach pierwotnie w Stanach Zjednoczonych, a następnie, w mniejszym stopniu, na całym świecie. Choć inspirowane częściowo rzeźbami i mitologią tiki, połączenie jest luźne i stylizowane, będąc raczej amerykańską formą kulturowego zawłaszczenia.a nie polinezyjską sztuką. Tak wiec w scenerji tiki dziekowalismy za dobra otrzymane w tym roku.  Victor rowniez podziekowal za CIA (Centralna Agencja Wywiadowcza), bo w chwili obecnej ma zamiar zostania szpiegiem jak dorosnie, wiec bylo to jak najbardziej na miejscuJ, a Winter dziekowal za sos z zurawiny….a ja …za Szczesliwe Zycie, Rodzine i Przyjaciol.

A potem jedlismy i pilismy, a miod nam po brodzie slywal…Rozmowom nie bylo konca, dzieci zmeczone lezaly przed kominkiem ogladajac bajke, a my politykowalismy i jedli, i kosztowali wina. Byl oczywiscie tradycyjny indyk, nadzienie a la moj maz, tradycyjne nie moglo zabraknac  slodkich ziemniakow, kukurydzy, brukselki i sosu zurawinowego. Na przystawke byla pasta z bialej fasoli i articzokow z grzankami, salata z wlasnorecznie skandyzowanych orzechow pekanowych i jagd, roznorodne sery, i przepyszne wloskie, czewone wino. Zawsze raczej omijalam czerwone wloskie, bo jakos nie ta szerokos geografinczna na czerwone wino, ale mile sie zaskoczylam. I sernik z dyni!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz