wtorek, 5 grudnia 2017

Cudowny czas.

Odkad pamietam Swieta sa dla mnie czasem szczegolnym. Chociaz, nie…to za malo powiedziane. Czasem magicznym i wyczekiwanym. Pamietam z dziecinstwa, taki socjalistyczny notesiki, ktory wygladal jak mniejsza wersja 16-kartkowego zeszytu, w ktorych robilam sobie kalendarzyk i odkreslalam dni do Swiat. Pamietam, ze zaczynalam juz w listopadzie. Choinke ubieralismy zwykle na dzien przed wigilja, czyli
tak tradycyjnie po polsku i stala do 2 lutego, czyli do Matki Gromnicznej. Tak “z dziada pradziada” u nas w domu bywalo i bywa. Musze przyznac, ze z radoscia przejelam amerykanski zwyczaj dekorowania choinki na poczatku grudnia, bo tak na prawde to ona cieszy podczas Adventu, w oczekiwaniu na Boze Narodzenie. Radosc mam po prostu dziecieca i prawie namacalna, a Adwent zaplanowany, zeby mozliwie w pelni wykozystac  kazdy drobiazg, kazda tradycje swiateczna. Victor tez lubi i cieszy sie na  te wszystkie male i duze radosci.  W sklepie, w doslownym znaczeniu tego slowa rzucil sie i objal polke ze swiatecznym rzeczami z okrzykiem “nareszczie”. W weekend po Swiecie Dziekczynienia….coz przyznaje ze byl jeszcze listopad, ale juz po Swiecie Dziekczynienia!!!!  szepnelam do T, ze moze bysly juz po
choinke pojechali, ale niestety pomysl nie przeszedl. Zrekompensowalam sobie i razem z Victorkiem zrobilismy domek z piernikow.  Patrzac na reszkli domku, w dokladnie mowiac na dziwne zanikanie cukierkowych ozdob na domku, przyznaje ze zdecydowanie zrobilismy go za wczenie, ale….czyz mozna zalowac frajdy przy robieniu domku z piernikow?  
Po raz pierwszy tez zrobilismy sklana śnieżna kula i mam zamiar wlaczyc to naszego rodzinnego repertuaru przedswiatecznego.  Teraz co przejde przez salon, to potrzasna kula i zloto-srebrny snieg proszy na miniaturowa choinke i “tate” – nie moglismy sie zdecydowac co do figurek, i wybralismy “chlopka” na czesc T. To bylo w zeszly weekend/tydzien. W ten weekend, zadne sily na niebie i zimi nie mogly nas (czyt. mnie i Victora) powstrzymac przed pojechaniem po choinke. Wybralismy sie na ta sama farme i wlasnorecznie scielismy drzewk. Wyjatkowo w tym roku wybor zaja nam niewiel czasu. Wdrapalismy sie (z pila) na gore i…prosze, ona tam byla, juz na nas czekala. Pierwsza z brzegu. Idelana. Pieknie symetryczna i pachnaca. Chlopaki pilowali, a ja sie “dolozylam jako dekracja do zdjecia”. 
Teraz choineczka juz udekorowana cieszy nasze oczy i serca. W niedziele poszlismy na balet “Dziadka do Orzechow” w wykonaniu balety z Albany, NY. Ta grupa baletowa kncertuje po USA i angazuje lokalne dzieciaczki co do niektorych drugoplanowych rol.  Tak wiec kolezanki Victora z klasy graly role “myszek”. Piekny balet, uspakajajaca muzyka.  Za kazdym razem sobie obiecuje, ze bedziemy chodzic czesciej, a potem czas umyka i nic. Kartki swiateczne dzis rowniez zamowilam, za to z prezentami pod choinke jestem totalnie do tylu….a czeka mnie trudny tydzien z dwoma dyzurami w tym jeden w sobote (brrrr…jak ja nie lubie dyzurow w weekend) i prezentacja do przygotownia.  Ale….co tam, mamy sezon na cuda! Swiateczna magia juz dziala. Wiec wszystko bedzie dobrze. Tak jak ma byc!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz