sobota, 30 grudnia 2017

Po Swiatecznie...nostalgicznie...

Wielkie oczekiwanie na Swietego Mikolaja....
Snieg pada cichutko. W domu ciuchutko. Poswiateczna cisza. Victor w ogrodzie bawi sie w sniegu. Mamy nawet mala gorke, wiec porboje snowboarding na ni to sankach, ni to desce snowbordowej…o nawet mu sie udalo zjechac i nie przewrocic :) Jaki jest smieszny ten nasz Misiaty…

Do Swiat przygotowalismy sie starannie. Victor wzial udzial w przedstawienu z Kosciele – wystapil jako pasterz, co przybywa do Betlejem w noc narodzin Jezusa, odgrywanego przec 2 miesiecznego synka kolezanki z pracy. Jak co roku upieklismy w Victorem nasze tradycjne ciasteczka i zaglalismy do Houston, dla Mikolaja. Wzbudzily one zainteresowanie podczas kontroli na lotnisku i zostalismy z Victorem (ktory wiozl je w swoim bagazu podrecznym) odstawieni na bok, dla sparwdzenia zawartrosci dziwnego pudelka po herbacie, ktore wewnatrz ukrywalo choinki, aniolki, gwiazdki starannie wysortowane dla Mikolaja.

Stary przepis w nowym wydaniu.

Moj Pastuszek ...ten srodkowy:)

Same Swieta minely jakos tak ….nie swiatecznie. Niby wszysto bylo jak ma byc, ala jakos nie tak. Kolejna Wigilja....Boze Narodzenie. Najpiekniejsze ze Swiat, ale tez w niektorych chwilach najciezszy i najbardziej bolesny dzien roku. Tesknota za Rodzina, ktora jest tak daleko, zawsze, obojetnie o ktorej czesci Rodziny sie mysli jest nie do okielzniecia. I choc  skyp, facebok czy nawe zywkly telefon staraja sie zlagodzic bol i odleglosc, w Wigilje jest chwilami nieznosnie ciezko. Male chwile rozpaczy, gdy proboje isc na kompromis z tradycjami, o ktorych nawet nie mamy pojecia, jak gleboko sa zakaorzenione. Kontrast tego co znam, a co mam jest….jest dziwny.
To chwile kiedy (mnie, czesto) nerwy puszczaj a lzy kapia na wypasiona “podrobe” karpia, kiedy to “nowa”i na codzien kochana bardzo rodzina zadaje te same pytania na temat dla mnie tak oczywistych dan wigilijnych, dyskretnie pociagajac nosem na zapach kapusty. To czas kiedy z nostalgia wspominam stare, dobre, socjalistyczne czasy, ktore oferowaly wiecej niz wypelnione po sufit dzisiejsze supermarket. To czas kiedy Polska w radosnym uniesieniu zamiera na pelne 3 dni, a na zlotym zachodzie wiele zachodu trzeba, zeby otrzymac choc wolny dzien. W tym roku sie udalo, w zeszlym nie…. Kiedy w Polsce podziwiamy Stajenke i odwiedzamy sie na wzajem delektujac swiatecznym sernik, tu atrakcja sa wyprzedaze ….dziwne to i inne. Po raz pierwszy zdarzylo mi sie wejsc do sklepu przed Swietami  i choc kocham ten zgielk, scisk i non-stop plynaca z radia ta sama swiateczna muzyke, po prostu mnie zemdlilo. Ten przesty rzeczy materialnych, bez duszy, bez znaczenie, bez uroku….bez sensu. Wyszlismy pospiesznie.  Zniesmaczeni.

W drodze na lotnisko....odlot -> Teksas.

W tym roku Wigilja byla u tesciow w Houston, w Teksasie. A raczej powiedzmy Swieta, bo Wigilji, jako takiej tu nie ma. Jest Dzien Bozego Narodzenia 25 grudnia, z prezentami z samego rana (jak sie Mikolaj wcisnie przez komin) i wystawnym obiadem. Celebrowanie Wigilji ja wprowadzilam i tak my swietujemy podwojnie. Kolacje Wigilijna najczesiej przygotowuje sama i dobrz mi z tym. Lubie sobie gotowac, rozmyslac, choc to sa wlasnie te chwile kiedy te natretne mysli – wspomniania wytracaja mnie z radosnego nastroju. Grzyby - inne, karpia - nie ma, kapusty - nie dostalam w kowbojskim swiecie, oplatek - paczka z Poski (paczka z Polski!!!! Z dziecinstwa pamietam paczki “z Rajchu”, a tu prosze paczki z Polksi na wage zlota), tak wiec paczka z Polski nie doszkla. Wiec po cichtku wzielam kawalek chleba ze soba do Kosciola w dzien Wigilji i w moim mniemamiu  wrocilam z poswieconym a la oplatkiem. Jak sie jest dzieckem socjalizmu to sie wszedzie i zawsze cos wykombinuje….Zwykle i Aniolek wita do nas w Wigilje, jak na prawdziwa Wigilja przystalo, a tu w tym roku….Victor znalazl Aniolkowy prezen w walizce, no i tak powedrowal on pod cholineke “Dla Victora od Mamy i Taty” i zostal otworzony rano 25 grudnia.  W samo Swieto Bozego Narodzeniea doloczylo jeszce wujostwo i kuzynostwo T i tak przy blasku choinki “ponoc kolend” z CD, wsrod prezentow, jedzenia i rozmow swietowalismy nadejscie Zbawiciela.


W oczekiwaniu na pierwsza gwiazdke...
Jak dziwnie bez sniegu.

Bialy obrus musi byc! Nawet w Teksasie.


Goraca czekolada z renifera:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz