środa, 3 stycznia 2018

Jas i Malgosia.

Wspolczesna Baba Jaga.

T potrafi mnie nieraz zaskoczyc. Rzadko to sie zdarza, ale udalo mu sie pare razy. I tak na czas naszego pobytu w Houston zarezerwowal bilety do teatru, o czym wiedzialam, ale czego nie wiedzilam, to to, ze rowniez zarezerwowal dla nas noc w hotelu. Hotel ICON w samym centrum Houston, z widokiem na down town, co sprawia wrazenie szcegolnie noca.W pierwszej chwili to sie zjezylam, no bo jak, co, gdzie do hotelu 23 grudnia, przeciez Wigilja, jak ja bez Victorka cala noc przezyje, i to przedswiateczna!…

Oooooo jaki to byl dobry pomysly. Przede wszystkim do godziny pietnastej 23 grudnia, musialm zamknac moje swiateczne przygotowania, bo T zarzadzil wyjazd o tej godzine. Do tego mometu bylam po prostu rozhisteryzowanym potworem, ktory powolutku dochodzil do siebie w podczas goddzinnej jazdy do centrum miasta. Zawsze bardzo lubie widok down town w Houston i te labirynty autostrad, a i café late w swiatecznej wersji z mietowym aromatem rowniez pomogla ukoic nerwy. Smieszny byl ten nasz hotel, jakas taka mieszanka starego z nowym. Stare szafy z ksiazkami, krysztalowe żyrandole i nowoczesny bar. Ale najwazniejsze to, ze pokoj mial jacuzzi!  Mielismy jeszcze sporo czasu do przedstawienia wiec sie wymoczylam za wszystkie czasy, az mi lat ubylo! Male gruszkowe martini i juz nas taksowka wiozla …no wlasnie doklad? 

Tak wygladala sala, dym i galezie.
Jas i Malgosia, wersja wspolczesna. W Teksasie, gdzie wszystko jest wielkie i jeszcze wieksze, maly teatrzyk wcisniety gdzies pomiedzy wiezowce, sprawial wrazenie…niepozorne, ba…zadne. Nie mialam najmniejszego wyobrazenia, ani oczekiwan, choc juz w holu czulo sie jakas innosc. Przygasly swiatla i uchylily sie drzwi, a z nich zaczal wydobywas sie dym! w ktory to my mielismy isc. Weszlismy do malego (jak na teatr) okraglego pomieszczenie. Widac bylo jakby szalas, jakby drzewa i galezie, choc wszystko przyslanial dym. Tak na prawde widocznsc byla na 1-1.5metra. Dopatrzylismy
Tu widac odleglasc miedzy Malgosia a publika
sie krzeselek ustawionych “pod drzewami” w kregu. 2 rzedy. 6 aktorow, 30 widzow. Caly czas mowie teatr, choc tak naprawde to byla opera, bo wszystko bylo spiewane przepieknymi mocnymi glosami. Bez mikrofonow. Wysoka sala i echo potegowalo glos, choc aktorzy byli na wyciagniecie reki. Wersja zdecydowanie wspolczesna, gdzie matka Jasia i Malgosi jest mniej kochajaca, a bardziej zapracowana, gdzie ojciec, nie krepujac sie po polowaniu delektuje sie piwem,
a Baba Jage zgubily pigulki, bo przedawkowala i przysnela, a wtedy dzieciaki ja do pieces wepchnely. Brzm banalnie, ale banalnie nie bylo…wrecz przeciwnie. Malgosia spiewajaca z ustami wypelnionymi ciastem, wyrabianym na naszych oczach przez Babe Jage, muzyka, towarzyszaca calemu przedstawienu, muzyka grana na pianinie, oczywiscie na zywo, oczywiscie wsrod “drzew i dymu”. Niesamowite wrazenie. Widac ze artyscie i rezyser wlozyli w to serce i sie przy tym rowniez swietnie bawili. 

Po przewstawierniu pojechalismy na kolcje do  meksykanskego tapas baru “Batanga” z muzyka na zywo. Latynoskie rytmy i margarita! I grylowana osmiornica, I ceviche z Red Snapper (po polsku Lucjan?!, od łacińskiej nazwy rodzajowej Lutjanus), grylowane awokado z chorice, frytki z juki z bananowym ketchupem i wedlug mojego T najlepsza jaka kiedykolwiek jadl empanada. Pozna noca dolaczyl do nas Moody, serdeczny kolega T z czasow studiow, ktory rowniez mieszkal przez jakis czas w Bostonie i wrocil na stale do Houston.
Wrocilismy nastepnego dnia kolo poludnia gotowi na Swieta!

Lobby w hotelu ICON, w Houston, Teksas.

Mieszanka starego i nowego


Schody i winda.

Nasz pokoj...

...taki smieszny z okienkiem do lazienki.

No i najwazniejsze-jacuzzi!
Gruszkowe martini w hotelowym barze
Polecam!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz