sobota, 6 stycznia 2018

"Pokolenia" 

Skonczylam dzis czytac druga czesc ksiazki Katarzyny Drogi “Pokolenia – Powrot do domu”. Tak jak i po pierwszym tomie “Pokolenia - Czas deszczu, czas slonca”, bylam pod ogromnym wrazeniem. Jestem wielka fanka sag rodzinnych, kocham “Rozlewiska” i chetnie do nich wracam, tak ja rowniez “Siedliska”, “Uroczyska” ect, ale “Pokolenia”, sa mi szczegolnie bliskie. Opis czasow wojennych, powojennych, Polski Socjalistycznej, Polski Ludowej, jest czasem szczegolnym, jakism takim moim, bo znanym mi z opowiadan. Po raz kolejny dochodze do wniosku, ze czas socjalizmu, to nie czas biedy i zla, a raczej czas bliskosci. Bo ta “bieda” zblizala bardziej niz oddalala. Wartoscia byla rodzinna, przyjaciele, czas spedzony razem. Wspolne robienie kotletow mielonych. Nie wakacje na karaibach. Paradoksalnie, jedno z moich cieplych  wspomnien z dziecinstwa w stanie w kolejkch. Pamietam szczegonie taka jedna kolejke ziomowo-przedswiateczna do sklepiku osiedlowego.Tam to sie dopiero dzialo! Pamietam jak w dziecinstwie jezdzilismy do babci na Swieta. Piec kafelkowy, na ktorym siadywalam z kuzynostwem…Znajomi wpadali do Rodzicow na kawe, ja lecialm po mlynek do sasiadki, odnosilam z kawlkiem ciasta w podziece. Ona odnosial talerzyk, zasiadywala sie…my podsuchiwalismy ploteczki. Dziadek przyjezdzal w niedziele, bez zapowiedzi, przywozil jajka od babcinych kur. Kur, ktorym Babcia wynosila niedojedzone resztki z naszych talerzy, kur ktore z siostra gonilysmy po podworku….Nie ma juz Babci , nie ma i Dziadka. I nie ma kur...nikt nie wpada na kawe bez zapowiedzi. Na kawe sie idzie czy jedzie…

Coraz bardziej odczuwam potrzebe uproszczenie sobie zycia, ucieczki od halasu, pospiechu, tloku, pustych ludzi, materializmu. Wzrusza mnie natura i starsi ludzie. Maja tyle do powiedzenia. Ogladam w internecie zdjecia Rawy Mazowickiej skad byla moja prababcia Marianna, jak ja malo o niej wiem! W Rawie nigdy nie bylam. Przypomnaja mi sie historje opowiadane przez Babcie. Babcia Nadzia, prawdziwa Babcia przez duze B. Historie byly niezwykle i z dreszczykiem. Tyle madrosci zyciowej. Tyle ciepla w Lazowskiej kuchni, w ktorej wciaz stoi kaflowy piec, a przynim zydelek zrobiony przez Dziadka. Babcia wrozyla z kart, drylowalismy wisnie, zbierali agrest i porzeczki. Robienie kompotow. Smolinosy rosly pod oknami, orzech przy bramce. Byl strych ze “skarbami” i piwnica z kompotami i nalewka z wisni robiona przez Dziadka. Dzidka rower….Wszytko wciaz tam jest. Stoi opatulone pajeczynami, wspomnianiami, ktore bledna jak sie do nich nie wraca.


Ach ta ksiazka otworzyla furtke do przeszlosci. Codziennosc trzyma to wszystko pod kluczem, ale serce sie rwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz