czwartek, 8 lutego 2018

Zimna krew?


Za naszych bostonskich czasow czesto chodzilismy do klubu na wystep komediantow. Mielismy nasz ulubiony klub przy skwerze zaraz kolo Harwardu i nigdy nie wyszlismy z niego zawiedzeni. Klub byl (i jest) prowadzony przez M., ktory sam w sobie jest milym facetem, nie jest za to zbyt dobrym komediantem. Za to swietnym organizatorem, moderatorem i lowcom talentow. Te wieczory to krotkie 10-15 minutowe wystepy startujacych komikow, ktore to M. moderowal - zaczynal, zapowiadal i konczyl wieczor. Jego stalym repertuarem, ktory sie WSZYSTKIM przejadl, nie mniej jednak, byl i jest niezmiennym punktem programu, ktory nalezal to tego klubu, tak jak i nalezy sam M.,  bylo wyliczanie kto zamarl albo ma umrzec….taki czarny humor, z dreszczykiem. Czemu o tym pisze?. M. mi chodzi po glowie, pewnie po czesci, bo moj T chcialby zorganizowac taki komediowy wieczor tu w Berkshire i kontaktowal sie z M., a pewnie po innej, tej wiekszej czesci, to ostania seria wypadkow. Mam wrazenie, ze moje ostatnie wpisy to relacje o smierci, ktore zapowiadam, tak jak M. - ”slyszeliscie, ze…”. Tylko, ze mi wcale nie do smiechu.

We wtorek rano - bo ze wzgledu na przesuniecie czasowe najczesciej rano zastaja mnie takie nowiny - kolejna wiadomos o smierci! Trzecia w przeciagu niespelna 4 tygodni!!!!. Kolega z podstawowki, ba z przedszkola! Pamietam jak byl przebrany za krola na balu w przedszkolu….Od zanjomych (i NIE-znajomych) dostaje ostatnio wiadomosci typu: “nie wiem czy wiesz, ale chcialem(lam) cie poinformawac, ze zamarl ten czy tameten…” Po ostatniej wiadomsci o smierci Marcina we wtrorek rano (po poniedzialkowym dyzurze) pomyslalam sobie nie, nie nie…nie moge tak, nie moge isc teraz do pracy i sluchac o czyis problemach, wczuwac sie i empatyzowac. Nie moge, po prostu nie mam sily!!!.  Ale co? Napisac, ze jestem chora? To wierutne klamstwo! Napisac, ze potrzebuje wolnego bo kolejna osoba z mojego zycia zmarla...to jakby wykorzystywanie czyjejs smierci, no bo co bede robic w domu? Pewnie bym poczytala ksiazke, ale to nie w porzadku. Ktos zmarl, zebym ja poczytal ksiazke….Wewnetrzne poczucie obowiazku i sprawiedliwosci (nie raz zyczylaby sobie miec go mniej) zwyciezylo i poszlam do pracy. Jak gdyby nigdy nic sie nie stalo. Pacjent, ktorego przyjmowalam w tym dniu, przed paru laty spowodowal wypadek samochodowy w ktorym zginela osoba. Pomimo, ze nawalilo auto (i  to auto, czy czesc tego auta zostala wycofana z obiegu), w pewnym momecie koszty sadowe i odszkodowanie pochlonely wszystkie oszczednosci i wedlug jego adwokata, najlepszym wyjsciem bylo przyznanie sie do winy. Co z ciezkim sercem zrobi i trafil do wiezienia na 14 miesiecy. Z wysokiego stanowiska, do wieziennej celi, plus rozwod - po czesci teoretyczny, zeby zabezpieczyc zone przed ruina finansowa, bo sad konfiskowal co sie dalo. Do tego sam wypadek, ktorego on sobie nie moze przypomniec (moze to i po czesci dobrze), wstrzas mozgu z powaznymi kosekwencjami – spowolnieniem, trudnsci z wyslawianiem sie, pamiecia, do tego ciagle niepokoje, napady paniki,  zespół stresu pourazowego, bezssennosc. Przed paroma miesiacami u jego zony (teoretycznej ex-zony) zdiagnozowano nieuleczlna chorobe. Nie wiadomo jak dlugo, nie wiadomo jak szybko. Moze to potrwa miesiac, a moze i lata. Zycie w niepewnosci. Ona wciaz pracuje, ale miala pare atakow, ktore za kazdym razem kompletnie wywracaja swiat mojego pacjenta do gory nogami. Zrozumiale. Po moich osobistych przejsciach ostanich paru tygodni, zapoczatkowalm kokretna rozmowe. Co zrobisz jak dostaniesz telefon, ze nie zyje. Do kogo zadzwonisz, gdzie sa numery telefonow, prosze uwzglednij, ze nie zawsze jestes w stanie szybko zareagowac i przypomniec sobie wszystko, odblokuj telefon (w momecie stresu mozesz nie pamietasc kodu), zapisz numery telefonu rodziny i wloz do portfela, powies w widocznym miejscu. Czy rozmawialiscie o porzebie?,  gdzie sa document, czy jest ostatnia wola?….ect. Widzialm jak sie kurczyl i ciezko oddychal, ale przerabialismy to wolno, krok po kroku, a ja sie czaly czas zastanwialam, jak go “poskladac do kupy” i po naszej sesji wyslac w swiat, zeby zyl  normalnym zyciem…prawie normalnym. Normalnym w zawieszeniu. Ja sama nie oddychalam chyba przez cale 45 minut. Nie wiem skad wzielam na to sile, zeby przez to przebrnac i skad tyle “zimnej krew” we mnie…..zaskoczylo to mnie sama.

Wieczorne blogowanie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz